wtorek, 21 stycznia 2014

Rocznica.

Witajcie ponownie.
Wiem iż zakończyłam oficjalne pisanie na tym blogu lecz odzywam sie z ważnego powodu. Otóż jest rocznica- rocznica rozpoczęcia tego bloga. Równo rok temu w styczniu, po 3 latach, dwoch stratach i po wieściach o ciazy w rodzinie -zaczęłam swoja terapię blogową. Terapie, która przyniosła mi ukojenie w bólu i dodała siły na walkę o potomstwo. Dzisiaj jest 21 stycznia 2014 roku- u nas 21:22. Leze w łóżku a obok mnie w swoich łóżeczkach śpią dwa małe szkraby które maja juz po dwa miesiące. Udało sie- ja zakończyłam swoją walkę o potomstwo ale wiem,ze jest jeszcze mnóstwo kobiet, które swoją walkę nadal toczą i to im zycze siły i wytrwałości w dążeniu do celu.

No to tyle z mojej strony- tak chciałam dac wam znac iż mimo tego, ze jestem juz po tek drugiej- dzieciatej stronie- pamietam o swoich 'korzeniach' i jestem z wami.



sobota, 7 grudnia 2013

Bolesny rozdział zakończyć czas.

No wiec tak. Oficjalnie chciałabym juz zakończyć tego bloga i ten jakże bolesny, długi i wyczerpujący rozdział w moim życiu. Nowy rozdzial nastał i na mim chciałabym sie skupić. 
    Nie, nie nie,,,nie mam zamiaru wymazać ostatnich trzech lat z pamięci- o nie. Te trzy lata nauczyły mnie cierpliwości, pokory i wytrwałości w dążeniu do celu ktorym jest maciezynstwo. W koncu cel ten osiągnęłam: dnia 19 Listopada zostałam bliźniaczą mamą i ten dzień juz odmienił moje zycie. 
Zostawiam tego bloga dla potomnych- niech dalej pomaga i daje nadzieje innym kobietom,które są, były lub będą w podobnej do mojej sytuacji. Bede tu zaglądać i moze jeszcze kiedyś cos skrobnę? Kto to wie... Ale nie martwcie sie- nie opuszczam was, tylko zmieniam miejsce zamieszkania :) oto nowe: http://blizniaczecuda.blogspot.co.uk/. Mam nadzieje,ze sie tam spotkamy, a na razie żegnam sie i zycze wszytkim staraczkom powodzenia! 

piątek, 6 grudnia 2013

04:04 i 04:32 -godziny które zmieniły wszytko.

No to jesteśmy na porodowce, w pojedynczym pokoju podłączona do znieczulenia. Jest cos przed 2 nad ranem a kolejne badanie koło 04:30. Chciałam skorzystać z ostatnich chwil i troche sie zdrzemnać. Po jakiś 30 minutach znowu zaczęło mnie cos bolec ale tym razem było to bardzo nisko i takie uczucie jaby mi ktoś pięścią kręcił w środku. Z biegiem czasu to uczucie zaczęło sie nasilać mimo znieczulenia....kurcze cos tu mi nie pasuje....Polozna wyszła po cherbate, myśląc,ze czeka nas długa noc. Gdy wróciła powiedziałam jej o tych nowych bólach. Odnotowała i powiedziała,ze zobaczymy jak to sie rozwinie. Minęło kolejne pól godziny i te bóle stawały sie powoli nie do zniesienia- a ja miałam przecież znieczulenie! O co tu w koncu chodzi!? Położna widząc,ze sytuacja ulega zmanie stwierdziła,ze mimo iż jest dopiero 3 nad ranem ona mnie zbada i zobaczy ile jest tego rozwarcia. Chwila napięcia...nagle położna zrobiła minę jakby zobaczyła ducha i z wielkim zaskoczeniem stwierdziła ze mam juz pełne rozwarcie a ona juz czuje główkę! Matko juz! Tak szybko! Aaaa! Nagle zrobiło sie zamieszanie, gdyż moje malenstwo samo wychodziło na ten swiat a nikt z personelu- w sumie łącznie ze mną- nie był na to przygotowany! W tym momencie zaczela sie najcięższa praca w moim życiu- wypychanie tej jakże małej- albo porównując gabaryty dziecka i mojej piski- ogromnej istotki na ten swiat. W trakcie jak ja ciezko pracowałam i skupiałam sie na pracy zaczął sie zamęt w pokoju- przygotowywanie narzędzi, rękawiczek, stolików, lekarze, położne i moj biedny maz stojący z boku i patrzący na to z ogromnym przerażeniem w oczach. Mnie nawet tak nie obchodziło co sie dzieje w pokoju- liczyło sie tylko to, by wypychać z siebie tą istotkę. 
   W sumie nie wiem kiedy czas mijał....w koncu nastał ten jakże ważny moment narodzin. Moment kiedy mała wyszła z brzuszka na ten jakze wielki i zimny swiat.....Moment w ktorym położyli mi to małe stworzonko na brzuchu całe w mazi i krwi był chwilą której nigdy w życiu nie zapomnę...cały ten strach który rzadzil mną, moim ciałem i moją duszą przez oststnie miesiące w jakiejs części mnie opuścił gdyż jedna mała kruszynka była juz na świecie....darła sie w nieboglosy, ja płakałam ze szczescia razem z nią a maz przecinał to co łączyło nas przez te jakże długie 9 mcy...była 04:04 narodziła sie Weronika ważąc 2500 gram.
  Po chwili euforii i szczescia zabrali mi małą z brzucha do lekarzy na sprawdzenie, a mną znowu zajęli sie inni lekarze- poszła w ruch aparatura usg i ktg zeby sprawdzić położenie drugiej Kruszynki. No i spotkało nas kolejne zaskoczenie- tym razem niezbyt miłe. W momencie gdy Werka wyszła druga kruszynka poczuła zew wolności i z pozycji główka w dół przedmieściła sie do pozycji dupką ku wyjścia- a jak wiadomo nie da rady tak urodzić. Lekarz zadecydował,ze spróbują ja obrócić ale odbędzie sie to na sali operacyjnej,zeby w razie czego mozna by szybko zrobic cięcie.Wiec znowu zapanował haos w pokoju a ja sobie tak pomyślałam- no tak jedno dziecko przyszło na swiat naturalnie a drugie bedzie urodzone przez cc to po co było probowac jak i tak bede cięta?.. No ale na dłuższe rozważania nie było czasu- bardzo szybko koło łóżka pojawił sie anestezjolog podający mi tony leków do rurki idącej do mojego kręgosłupa, inni szukali serduszka małej, jeszcze inni zawijali Weronikę a jeszcze inni szykowali męża do pójścia na sale. Leki zaczęły mi uderzać do głowy gdyż czułam sie jak naćpana- taki luz blues...bez większych emocji podawałam sie wszystkiemu co robili. No w koncu byłam gotowa jechać na sale. W trakcie transporu z sali do sali poczułam,ze mała znowu sie rusza wiec pierwsze co to zrobili na sali usg...i okazało sie ze mała znowu sie obrocila- tym razem nogami do wyjścia! Ma domiar złego w trakcie tych obrotów malutka zaplątała sie w pępowinę i nie było czasu na obracanie gdyż tętno małej spadało - trzeba było albo szybko wyciągać albo ciąć. Pozwolili mężowi w koncu wejść i usiąść z boku, koło niego postawili ten szpitalny kojec z Werką. Strasznie jest mi ciezko pisać,co wtedy czułam,bo byłam tak otumaniona lekami ze nie było u mnie jako takich emocji...za to maz wychodził z siebie bo denerwował sie nie tylko o mała ale i o mnie. Lekarz przebił wody, włożył do środka rękę chwytający mała za nogi i w ciagu dwóch parć mała została najzwyczajniej w świecie wyciągnięta ze mnie. Zauwazylam tylko,ze mała jest 'miękka' i leci poloznej przez ręce- co było jednoznaczne z tym,ze mała nie oddycha....Od razu zabrali ją na stanowisko pełne lekarzy, którzy robili wszytko,zeby przywrócić małą do żywych. Maz opowiedział mi,ze chciał podejść ale lekarze go odsunęli na bok..czyli było ciezko.... Po najdłuższej chwili mojego życia usłyszałam przepiękne kwilenie- mała żyła i miała sie dobrze! O 04:32 przyszła na świat Hania ważąc 2190 gram. 
   Dumny tatuś, dumna mamusia i dwie przepiękne dziewczynki. Jesteśmy rodziną. Od 19 listopada jesteśmy rodziną. Warto było tyle czekać..

19.11.2013- nastała światłość :)

Miałam iść się położyć, korzystając z chwili gdzie mąż pojechał na zakupy a mama wzięła małe na spacer, ale zdecydowałam że nie. Czas zakończyć to co niezakończone. czas zakończyć ten jakże bolesny rozdział w życiu, gdyz nowy sie rozpoczął.No to cofnijmy się do 18 Listopada.
     Jest 18 Listopada- poniedziałek. na następny dzień mam umówioną cesarkę- boju to już!! Wszytko gotowe- torby, foteliki, łóżeczko itp. Spędzamy z mężem spokojny ale jakże lekko nerwowy wieczór z mężem. czekając na nadchodzący wielki dzień. Maż poszedł spać koło 23:30 a ja miałam iść sie wykąpać- tymi ich specjalistycznymi szpitalnymi żelami...no ale jakoś nie umiałam się zebrać w sobie...Koło północy poczułam,że chce mi sie do ubikacji. Pomyślałam- taaa goni mnie już z tych nerwów. No to poszłam do kibelka, siadam i czuje to parcie. Myślę sobie- kurcze jeszcze zaparcie?! Po jakiejś minucie doznałam najdziwniejszego uczucia w moim całym życiu- uczucia pękania wód płodowych!To było jakby mi ktoś nagle walnął mi pięścią w pęcherz i było chlust. Nie jakieś ogromne ale jednak chlust. Momentalnie adrenalina osiągnęła level max! Jak to??? wody odeszły?? Krzyknęłam po męża, ale widocznie już zasnął. Ubrałam się i zeszłam na dół- momentalnie sięgając po telefon i dzwoniąc do szpitala na oddział położniczy. W trakcie jak dzwoniłam tłumacząc wszytko mąż zszedł na dół z wielkimi oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy. Gdy skończyłam rozmowę był w stanie powiedzieć tylko- to co jedziemy?? zbieramy się do szpitala z całym ekwipunkiem bo wiedziałam,że już na pewno nie puszcza mnie do domu- tym bardziej,że i tam miałam zaklepaną cesarkę na ten sam dzień, tylko kilka godzin późnej. W trakcie jak mąz pakował wszytko do pokoju to zaczęły sie bóle- i to takie bóle, że aż mnie zginało w połowie. Tak sobie pomyślałam- kurcze jak mnie to juz tak okropnie boli to co będzie później- jak te prawdziwe bóle porodowe następują!
   No to dotarliśmy do szpitala i skierowaliśmy sie na oddział porodowy. Od razu zaprowadzili mnie na sale już pooperacyjną- bo w końcu tu wyląduje po cc. Wszyscy zaczęli się zbiegać, lekarze, aparatura usg, ktg, ciśnienie itp. Lekarz szybko przeszedł przez całą historię z moim planowanym zabiegiem i pierwsze co to sprawdził ułożenie małych. Ku zaskoczeniu wszystkich oby dwie były głowami w dół czyli pięknie do porodu naturalnego. Potem Lekarz stwierdził,ze warto sprawdzić rozwarcie, bo moje bóle były coraz mocniejsze- mimo tego,że minęło dopiero 30 minut od odejścia wód....i o dziwo- ku ogromnym zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych- juz miałam 4 cm! Cztery w pół godziny! Nie było czasu na zabawę wiec lekarz od razu przeszedł do sedna- albo robimy cc jak było zaplanowane albo rodzimy naturalnie. eee że co?? naturalnie?? tyle czasu było mówione, że będzie zabieg bo miednica i złe ułożenie małych itp. Lekarz stwierdził,że małe są pięknie ułożone do porodu i moje rozwarcie postępuje w tak ekspresowym tempie,że nie widzi przeciwwskazań żeby móc rodzić naturalnie, lecz mamy 5 minut na podjęcie decyzji bo oni nie mogą czekać z zabiegiem do większego rozwarcia. No i nas zostawili. Mnie, mojego męża i mój wielki brzuch. Musieliśmy podjąć szybko bardzo ważną decyzję, na którą nie byliśmy przygotowani. Nie powiem- miałam chyba z milion myśli na sekundę, motałam się co tu zrobić...za mało czasu...za duża decyzja....i te bóle....Maż był za cc- bo bał sie o mnie....ale decyzja należała do mnie....a my byliśmy w większym szoku niż lekarze....
  Po 10 min lekarz wrócił pytając co robimy....no i zdecydowałam się- rodzimy naturalnie- chociaż spróbujemy. Lekarz uspokoił mnie,że sala operacyjna będzie na mnie czekać jakby była potrzeba i od razu dostanę też znieczulenie zewnątrz-oponowe. No to przenieśli mnie na pojedynczą salę porodową, dali znieczulenie i powiedzieli,że czekamy do 04:30 żeby znowu sprawdzić rozwarcie....powiem wam tylko,że nie dotrwaliśmy :D

poniedziałek, 11 listopada 2013

To juz jest koniec....

To bedzie pewno dla niektórych szok, ale postanowiłam- to juz jest koniec tego bloga....w sumie,i tak miałam zamiar go zakończyć w rocznice powstania, ale niestety sytuacja zmusiła mnie do podjęcia nieco wcześniejszej decyzji o zaprzestaniu pisania.  Jak by to wam wytłumaczyć, zeby było poprawnie politycznie... Bo jakies wytłumaczenie sie wam należy.....po prostu wole odciąć dopływ paliwa.... Wiecej wytłumaczyć nie moge, bo znowu za duzo napisze- o ile juz nie napisałam ;) Nie powiem, jest mi szkoda, bo miałam juz przygotowane posty na temat znieczulenia, zmiany ciała ale nie bede ryzykować. Nie myślcie sobie,ze sie od tak poddałam- o nie. Po prostu ja juz Swoje przeszłam, swoje wyplakałam, wiec teraz wole spokojnie przeżyć te ostatnie dni oczekiwania na małe gadziny :).Wiec o to na koniec wystosuje ostrzeżenie i instrukcje obsługi tegoż bloga:

         Blog pod tytułem: dziecko- moja droga do szczescia- nie jest blogiem modowym ,kulinarnym, czy fotograficznym. Jest to blog pisany przez zycie. Jest to blog pełen bólu, płaczu ale także pełen radości i nadziei. Jest to blog pisany sercem- nie rozumem i nie zawsze bedzie on obiektywny i trafiający do każdego, a także nie każdy bedzie w stanie go zrozumieć . aaa jeszcze jedno- ja nigdy nie wracałam do postów pisanych ma poczatku, w sumie najdalej wracam do postów z przed miesiąca, wiec jakby ktoś za kilka lat cos przeczytał to weźcie to proszę pod uwagę. Czy bede go usówac? Nie...nie bede. mam zamiar wydrukować swoje wywody, schować do ciemnego pudła i zamknąć na lata, a każdą potrzebującą wsparcia i pomocy kobietę będę tutaj odsyłać- bo kto w pełni zrozumie ból starania i cierpienie po stracie jak nie inna kobieta która przez to przeszła?
  A nie myślcie ,ze tak was zostawię, o nie! Bedzie jeszcze jeden post zamykający moja ciężka drogę do maciezynstwa,ale na niego musicie jeszcze tak z 2-3 tygodnie poczekać :)



 Ps....tak cos czuje po kościach,że to nie bedzie taki 100% koniec koniec Z blogowaniem ( wiedzieliscie co :p)  Polubiłam ta formę terapii i sadze, ze w niedalekiej przyszłości powstanie nowy blog o moim nowym życiu- jako matki....nowe zycie, nowy blog na nowych fundamentach...na pewno dam znać gdzie mnie posiało ;)

czwartek, 7 listopada 2013

Telezakupy głupcze :D

   Tak trochę z innej beczki. Ostatnimi czasy moim głównym zajęciem jest leżenie i oglądanie TV ;) tak przyznaje się, ale cóż mam zrobić jak nic innego nie jestem już w stanie zrobić hehe. No więc tak. Przelatując przez te wszystkie kanały natrafiłam na jeden całkowicie poświęcony telezakupom. Normalnie jak zahipnotyzowana oglądałam go przez dobre kilkanaście minut! ( chyba mi mózg zgąbczał w tej ciąży hehe). Była to oczywiście tylko jedna reklama trwająca tyle czasu, pokazująca wszystkie plusy jakże wyjątkowego sprzętu kuchennego zastępującego praktycznie wszytko co się da- piekarnik, patelnie, grilla, szybkowar, steamer itp...normalnie cud techniki 21 wieku! Czemu wcześniej nikt tego nie wymyślił? Czemu jak to jest takie cudowne i zaoszczędzające tyle czasu i przestrzeni nie ma tego każda pani domu? Aż normalnie samej zachciało mi się posiadanie takiego magicznego...e....patelnio/piekarnika?? Nawet nie ma jak tego nazwać ;P  No w końcu  gdy skończyła sie reklama zaczęłam sie tak zastanawiać- czy w ogóle ktoś kupuje w taki sposób?? Jak żyje na tym świecie- no już ponad ćwierć wieku- to jeszcze nigdy nie słyszałam,żeby ktoś coś kupił przez 'telewizor' ;) . Jest tu ktoś, kto choć raz kupił cokolwiek w telezakupach? Jestem strasznie ciekawa, czy te sprzęty- tak wyjątkowe, cudowne i jedyne w swoim rodzaju- są takie w rzeczywistości :D choć w głębi wiem jakiej odp sie spodziewać ale chciałabym poznać konkretną opinię. A tak na marginesie ciekawe jak bardzo dużą marżę muszą mieć nałożoną na tych produktach,żeby zwróciło im się za te wszystkie reklamy , wysyłkę no i sam sprzęt- bo w końcu tu chodzi o zarabianie pieniędzy..
No to było tak z działu- głupie i bezsensowne rozważania znudzonej do szpiku kości ciężarnej :P Życzę miłego dnia :D

środa, 6 listopada 2013

Po wizycie środowiskowej.

    No więc. Dzisiaj była u nas pani- tak zwana Health Visitor- jakby to po polskiemu- środowiskowa?. Nie powiem, miałam pewne obawy- czy będzie mi coś nakazywane, krytykowane czy karcone...nie wiedziałam czego sie spodziewać. Spotkanie trwało ponad pół godzinki i nie powiem odbywało sie w bardzo miłej atmosferze....
   Najpierw zaczęło sie od wywiadu na temat rodziców- czyli nas- naszych rodziców i rodzeństwa-Pytania dotyczyły ogólnie historii chorób psychicznych i fizycznych- ale największy nacisk był na wsparcie dla młodej mamy. Czy rodzina będzie wspierać, czy jest obecna w życiu i czy będzie obecna po porodzie- co uważam że jest bardzo ważne, zwłaszcza dla pierworódek. Moja mama przyjeżdża, potem siostra i teściowa więc wsparcie jak najbardziej będzie obecne :)
  Kolejnym poruszanym tematem było bezpieczeństwo maleństwa- u nas maleństw. Pani patrzyła na miejsce gdzie dzieci będą spać- i w razie jakiś obiekcji dzieliła się swoimi spostrzeżeniami a także doradzała jak można było by to inaczej rozwiązać. Było pytanie o czujniki przeciwpożarowe, czujniki na ten nieszczęsny dwutlenek węgla itp- ale ogólnie wszystko było na tak.
  W końcu doszliśmy do tematu karmienia. Akurat od tej pani nie było nacisku na żadną metodę karmienia- co mi sie podobało, gdyż nie odczuwałam żadnego przymusu. Pani  była uzbrojona we wszelkie ulotki co do karmienia piersią, a także ulotki jak przygotowywać MM. Był cycuszek zrobiony z włóczki na którym pani pokazała jak odciągać mleko,była lalka na której było pokazywane jak przystawiać dziecko a także były kuleczki pokazujące jakiej wielkości jest żołądek maleństwa w pierwszych kilkunastu dniach życia dziecka. Takie obrazowanie na prawdę dużo daje, gdyż my ludzie mamy tendencję to powiększania problemów np,że małe ssało tylko 15 min i na pewno ciągle jest głodne- a po tej wizualizacji wiem,że żołądeczek noworodka jest wielkości orzecha włoskiego i małe szybko sie będzie najadać, ale także szybko będzie robić sie głodne :) Co mi zapadło w pamięć to,że pani powiedziała,że będą mnie wspierać nie ważne jaką metodę karmienia wybiorę- oni są tutaj,żeby mnie wspierać- no i to to ja rozumiem :)
   Aaaa...bez tego nie mogło się obyć- jakże drażliwy temat- spania z dzieckiem w łóżku :D Po ostatnich jakże gorliwych dyskusjach na ten temat  byłam gotowa na wymianę zdań z panią co do spania ;)  A tu jakie było moje zdziwienie, gdy pani od razu powiedziała,że oni nie zalecają!! aaa!! No i wdałyśmy sie w rozmowę na temat wspólnego spania, o zagrożeniach jakie to niesie, wymieniłyśmy się opiniami i spostrzeżeniami. Byłam bardzo zadowolona bo w końcu nikt mnie nie linczował za to,że śmiem mieć taką a nie inną opinię na ten temat- a nawet zostałam utwierdzona w tym,że dobrze,że mam swoją wyrobioną opinię. W końcu to wolny kraj- każdy może mieć swój punkt widzenia nie ;)  Konsensus został zawarty :D
   No i co jeszcze...aaa lista szczepień i wizyt. Wiecie że w uk w standardzie są szczepionki przeciwko rota-wirusom, pneumokokom i w wieku 13 dla dziewczynek jest szczepionka przeciwko HPV co może ochronić przed rakiem szyjki macicy!! w standardzie!! czemu tego nie ma w moim kraju matka, tylko musisz płacić z własnej kieszeni.....
  Kwintesencją całego tego spotkania był jak dla mnie wywód na temat samopoczucia. Nikt tutaj nie owija w bawełnę- że będzie tylko cud, mód i motylki. Nie- tu było bardzo dobrze i dosadnie powiedziane, że ty jako matka - a także twój partner- macie całkowite prawo czuć sie gorzej i mieć dosyć! Że gdy nie jesteś już w stanie znieść płaczu dziecka- masz prawo wyjść na 5 min z pokoju i sama sie popłakać! Wiesz,że dziecko jest bezpieczne, więc lepiej wyjść niż stracić nad sobą panowanie. I o to chodzi! Dziewczyny mamy prawo czuć się gorzej, mamy prawo mieć dosyć i też sie popłakać i poprosić kogokolwiek o pomoc czy to jest koleżanka czy ta własnie pani- wystarczy jeden telefon!! I nie wolno nam sie tego obawiać. Mam znajomą, która raz tak właśnie zrobiła - wyszła z pokoju a potem miała wyrzuty,że jest wyrodną matką. Nie wolno nam tak myśleć- nie wolno!!!!! I tego sie trzymajmy no :D

poniedziałek, 28 października 2013

Wszystko pod kontrolą- część 1- Jedzenie.

Ostatnimi czasy zaczyna mi wszystko- jakby to powiedzieć- szwankować ;) Wiem wiem, uroki ciąży ale jak to tak- żeby już nie mieć nad niczym kontroli? Tak- nad niczym! Oj biedne panie, które mają manie kontroli...
  Od czego by tu zacząć....może od jedzenia. Większość ludzi je to co chce, kiedy chce i ile chce, ale ta reguła nie obowiązuje kobiet w ciąży. Po wstępnej euforii dowiedzenia się o ciąży u większości kobiet następuje etap 'porannych mdłości'. Poranne to one zazwyczaj są tylko z nazwy bo mogą występować rano, po południu, wieczorem, w nocy albo całą dobę- i który wariant ja dostałam?? Ten najlepszy- całodobowy ;) Od pobudki do pójścia spać wieczne mdłości i wymioty. Ty jesteś głodna?? i co z tego! twój organizm nie ma zamiaru zatrzymywać pokarmów w żołądku, a tak w ogóle to on nie ma zamiaru dopuścić do tego, abyś cokolwiek zjadła...Taaa...To może chociaż coś zdrowego?? Owoce?? Jabłuszka?? Oj nie, po owocach jeszcze gorzej!! Czyli co zostaje...czekanie aż przejdzie....U niektórych kobiet poranne mdłości kończą sie wraz z ukończeniem 1 trymestru no ale nie u mnie- do 17 tygodnia nie miałam żadnej kontroli nad tym co mogę a czego nie mogę zjeść- to mój organizm wyznaczał granice.
   No mdłości minęły i można by pomyśleć,że wracamy do panowania nad jedzeniem a tu kolejny pikuś! Nie możesz patrzeć na ulubione schabowe, ale za to ciągle masz ochotę na znienawidzone pierogi?! I o co tu kaman? Twój organizm (czytaj ciąża) znowu pokazuje kto tu rządzi czyli znowu jesz to co on chce czy to jest kilogram buraczków za którymi nigdy nie przepadałaś, czy talerz frytek na widok którego dostałaś ślinotoku nie do opanowania.
   Czy to już koniec??? Nieee....najlepsze przychodzi troszkę później- czytaj zgada :D wtedy to nawet jedzenie, na które masz ochotę, może powodować u ciebie mdłości, wymioty czy podchodzenie kwasów do gardła. Zaczyna sie spanie prawie na siedząco jak zjadłaś za dużo na kolację, czy odstawienie soków owocowych które jeszcze pogarszały zgagę. No niby są leki ale to  działają zazwyczaj na chwilę...
Ale z końcem ciąży nie kończą się kłopoty z jedzeniem- nie zapominajmy o karmieniu! Tak! jak karmisz piersią, to zazwyczaj kobieta jest na diecie takiej,że już praktycznie nic nie je...a narzekamy,że w ciązy ciężko było heheh
  Więc jak to jest z tym jedzeniem ?? Z mojej perspektywy i doświadczenia powiem tak- nie masz nad tym kontroli i pozostaje pogodzenie się z tym stanem rzeczy ;)

sobota, 26 października 2013

Sesja była, teraz czas na maluchy :)

A oto kilka zdjęć :).....zostało 24 dni...


24h z cycem na wierzchu..

   No więc tak. Podejmuje kolejny jakże kontrowersyjny temat. Tak zgadza się- chodzi o karmienie naszych pociech,a konkretnie chodzi mi o tą nagonkę na karmienie piersią. Ten temat jest dosyć na topie na jednym z portali więc postanowiłam i tutaj sie nim zająć...oj będzie długi post....
  Teoretycznie szpital (podkreślam że piszę o warunkach w UK) daje nam możliwość wyboru i określenia sie jeszcze przed porodem- jaki sposób karmienia wybierasz. Na oddziałach wszędzie pisze,że jak chcesz karmić MM ( Mleko Modyfikowane) to musisz wszytko swoje przynieść a szpital zapewni ci ciepłą wodę ;) i sterylizator. No to ok. Na wizycie u położnej pada tez pytanie jak będziesz karmić i zostaje to odnotowane ! w twoich papierach. Także w planie porodu który powinien być wykonany z położną- określasz sie, czy chcesz karmić zaraz po porodzie, czy najpierw dziecko dać ojcu i jak chcesz karmić. No niby masz wybór ale czy na pewno??
  Ja  osobiście wszędzie mówię,że nie wiem jak będę karmić- bo tak patrząc na to realistycznie- nie jesteś w stanie przed porodem wiedzieć na 100% jak będzie to u ciebie akurat wyglądać- czy będziesz mieć pokarm od razu, czy dziecko będzie od razu ssało, czy nie wystąpią jakieś (tfu tfu) kompilacje i dziecko będzie zabrane,będzie miało za krótkie wiązadełko pod językiem, abo ty dostaniesz jakieś leki po których nie można karmić przez jakiś czas. Może będziesz tak wykończona że nie będziesz w stanie utrzymać dziecka. Nigdy nie wiadomo. Można określić preferencję ale jak dla mnie na tym powinna się skończyć dyskusja przed porodem, a juz stwierdzenie że karmienie piersią jest obowiązkiem każdej kobiety..ojj będzie wojna...
     No więc przychodzi nasze piękne dziecko na świat. W szpitalach dosyć szybko przychodzą do ciebie,żebyś już dziecko do piersi przykładała i tu zaczynają sie wszelkie problemy i kontrowersje. Oczywiście są kobiety które od razu maja nawał pokarmu a  dzieci od razu albo dosyć szybko załapują- i oby takich jak najwięcej! Tylko co jak nie załapują? Wtedy nie ma zbyt wielkiego wsparcia- a wręcz przeciwnie jest nagonka- ty masz siedzieć aż dziecko załapie i tyle.Nie łapie- pewno źle przykładasz. Jak sie poddajesz to zaraz jesteś określana miarem złej matki, idącej na łatwiznę i wygodę. Hola hola co tak ostro??Ja sama kiedyś byłam świadkiem 
kiedy dwie starsze kobiety objeżdżały inną kobietę,tylko dlatego,że tamta po kilku tyg przestała 
karmić piersią. I co usłyszałam? a leniwa, wygodnisia, pewno napić się chciała, powinna powalczyć a nie iść na łatwiznę. Nikt nie był zainteresowany- czemu przeszła na MM- ważne było,że używa butelki a nie cycka. 
    Rozmawiałam na ten temat z wieloma matkami w UK i niestety nie wygląda to za dobrze. Jednym słowem terror laktacyjny- ty nie masz wyboru- masz karmić cyckiem i koniec. Jesteś teraz matką- twoje cycki służą do karmienia bo tak chciała natura,tylko że zapominamy,że natura też nie jest też idealna...bo w sumie większość chorób też jest dzięki tej cudownej matce naturze...No to Próbujesz,i próbujesz...dziecko płacze, bo np głodne- ty płaczesz z bezradności.....im bardziej się stresujesz ty, tym głośniej twoje dziecko płacze i koło się zamyka.... A to tylko takie wytłumaczenia,że za mało mleka,że za rzadkie, za mało wartościowe- przecież cycki wiedzą, ile mleka maja dawać..ale czy zawsze? Czy tak trudno zrozumieć,że niektóre kobiety po prostu nie są do tego stworzone- czy mówimy o wklęsłych brodawkach, za małej ilości mleka czy najzwyklejszym w świecie wstydem! Tak ! rozmawiałam z jedną dziewczyną, co prosto z mostu mówiła,że ona po prostu nie czuje się komfortowo, ale czy każdy musi czuć sie dobrze siedząc z cyckiem na wierzchu przez kilka godzin dziennie?
   Ok to jakoś przetrwałyśmy szpital i jedziemy do domu.Wszyscy są zachwyceni, oszołomieni i podekscytowani- chcą wiedzieć ile dziecko wazy, ile ma włosków i....czy karmisz piersią( a to pytanie zazwyczaj pada z ust tych kobiet nieco starszych). Czekajcie no a czy to nie jest zbytnio prywatne pytanie? To że ja mam dziecko, to nie znaczy,że zmieniłam sie nagle w dojną krowę, co sie nie wstydzi chodzenia z cyckiem na wierzchu i każdemu będzie o tym opowiadać. To jest prywatna sprawa jak ja karmię i nikomu nic do tego! Ja się nie wypytuje w jakiej pozycji ktoś uprawia sex albo jaki kolor ma jego kał! Tak- to jest też prywatna sprawa i nic nikomu do tego. 
  Dobra przejdźmy do mleka. Zazwyczaj głównym argumentem za kamieniem jest to,że mleko zawiera przeciwciała, poza tym jest odżywcze i ....się szybciej chudnie ( a to akurat dla mnie głupi argument)...Ok. Mleko matki zawiera przeciwciała co jest bardzo ważne dla dziecka, ale czy wiemy jak długo te przeciwciała są w mleku?? Zwolenniczki długiego karmienia pewno powiedzą,że długo- jest to prawda ale i nie prawda-dlatego specjalnie zainteresowałam się tym zagadnieniem. Przeciwciał jest najwięcej zaraz po porodzie. Potem ich ilość szybko spada i czwartego dnia pozostaje cztery, a nawet osiem razy mniej. (To dobra wiadomość dla mam, które karmiły krótko- nie ważne z jakich powodów). Generalnie jako taka ich ilość występuje mniej więcej do skończenia przez dziecko 6. tygodnia życia, potem jego organizm sam musi zacząć je produkować. Po tym czasie w mleku nadal są obecne przeciwciała  ale już tylko śladowo. 
    I tu mój apel dla kobiet, które mają wyrzuty,że karmiły za krótko- dałyście dziecku to najważniejsze i to się liczy!. Oglądałam kiedyś program o karmieniu i kobitce tak zostało wbite do głowy- że matka karmiąca MM jest złą matką,że jak owa kobieta dostała zapalenia w piersiach i musiała odstawić mała,żeby się wyleczyć- sama popadła w depresję!! Tak nie powinno być! Powinna być utwierdzana w tym,że to czy jest dobrą czy złą matką nie ma znaczenia od sposobu karmienia- ważne że kocha i dba o swoje dziecko- i to jest najważniejsze! 
  A co z mlekiem MM??  Właśnie....chemia, alergia, ulewanie, nagłe biegunki czy zaparcia itp. Ale czy wiemy,że mleko MM trzeba też dobrać do danego dziecka? To jest coś jak dieta matki karmiącej- karmiąc piersią- też często rezygnujemy z tego i owego, albo szukamy przyczyny w tym co zjadłyśmy a reakcją kolkową u dziecka. 
  A na koniec mojego wywodu jeszcze jedno- gadanie,że dzieci karmione piersią są mądrzejsze,zdrowsze, lepiej rozwinięte, piękniejsze itp. A g.... prawda! Moja osobista matka karmiła 30 lat temu całą naszą 3 tylko MM- bo nie miała mleka i co? I jakoś żyjemy, mamy się dobrze, jesteśmy wykształceni i rozwinięci tak samo jak inne dzieci z tamtego okresu. No!

  Jak pewno wyczułyście bronię wszystkich matek karmiących MM, ale tez nie potępiam tych karmiących piersią.Ja osobiście jestem realistką i nie wykluczam żadnej metody gdyż wiem,iż zycie często ma głeboko nasze plany i zamiary. A karmienie Jest tak kontrowersyjnym tematem rzeka,że nigdy nie będzie jednego zdania na ten temat i każda ze stron zawsze będzie miała swoje za i przeciw. Dla mnie najważniejsze jest to -aby nie zmuszać żadnej ze stron do robienia( w tym przypadku karmienia) czegoś w brew sobie- tylko wspierać się- bo tego zazwyczaj potrzebują świeżo upieczone mamy- wsparcia.

wtorek, 22 października 2013

Mamy datę!!

  Uwaga uwaga ogłaszam wszem i wobec, iż dnia 19 Listopada moje dwie księżniczki mają datę eksmisji z maminego brzuszka :) zostało 28 dni...tylko 28 dni!! Niby podekscytowanie rośnie, niby wszytko gotowe ale jednak ten surrealizm sytuacji robi swoje...że niby za 28 dni dom zapełni sie dwoma malutkimi brzdącami chcącymi tylko jeść i robić kupy??? Że za 28 dni nasze życie całkowicie sie odmieni??? Nieeeee....jakoś to jeszcze nie dociera. Tak długo sie staraliśmy, przez tak dużo strat przeszliśmy i za 28 dni ma to zostać nam wynagrodzone?? Boju....juz bym chciała 19....

A tak poza tym to sie śmieje,że mogę juz rodzic ;) ciążową sesje zdjęciową zaliczyłam i czekam na płytkę ze zdjęciami. W zeszłym tygodniu odbyło sie tez moje baby shower na który przyszły praktycznie wszystkie ciocie- wiec było chyba z 15 babeczek z dziećmi czyli pełna chata :) nawet trafił sie nam jeden rodzynek w delegacji wiec było zabawnie. W sumie był to swego rodzaju przedsmak jak będzie wyglądać moj dom jak moje dziewczyny zaczną buszować hehe :)  ale nie będę ukrywać,ze po imprezie dwa dni musiałam odpoczywać gdyż byłam wykończona ale warto było! Otrzymałam piękne sukienusie i bluzeczki wiec moje damy będą wystrojone oj będą :)



wtorek, 24 września 2013

Dobre rady??? A gdzie w tym jestem ja??

    No więc tak. Każda ciężarna kobieta pewno przez to przeszła. Chodzi o bombardujące nas z każdej stronie 'dobre rady' dotyczące każdej- ale to- każdej sfery dotyczącej nowego małego istnienia które obecnie noszę w sobie jak pielęgnacja, ubiór, karmienie itp. Bądźmy szczere- każda z nas tez dawała takie rady ;) I tak- reasumując kogo w końcu słuchać? Naszych matek? Doświadczonych koleżanek? Specjalistów z gazet i internetu? Położnej? Środowiskowej?? Kurcze głowa mała,żeby to wszytko pomieścić.
   Nasze matki doradzają ( bo w końcu przez to przeszły) tylko w sumie w ciągu 30 lat duuużo się zmieniło- i to pod względem pielęgnacji jak i wychowania więc nie zawsze ich rady są trafione. Koleżanki? w sumie są na bieżąco tylko jak jedna mówi tak a druga- nie nie rób tak bo to złe- rób za to tak...to kogo słuchać? Specjaliści co rusz zmieniają zdanie dotyczące wszystkiego czego się da- chyba w sumie w zależności która firma więcej zapłaci....Położna zaś znowu co innego mówi, środowiskowa też co innego.... Czemu mnie tak natchnęło? Bo ostatnio czytam te mądre gazety, porównuje rady i w sumie jestem w kropce. Na przykład- czego używać do pupy? Talk czy krem? Nasze matki nas pudrowały i jakoś żyjemy, a wczoraj przeczytałam,że broń boju talk czy puder bo on sie zbija w kulki i nie chroni a poza tym zatyka pory! krem? no tak ale nie za dużo bo za to on zatyka te dziurki w pampersach i sie nie wchłania siku. He??? To w końcu co?? Mokre chusteczki czy zwykłe? Mokre mogą uczulać, a zwykłe podrażniać.....No to w czym kąpać? Płyn do kąpieli czy mydełko? Płyn może uczulać, ale mydło może wysuszać..a to czym nawilżać oliwką czy kremem?? Ostatnio rozwaliło stwierdzenie co do tych ochraniaczy do łóżeczek. Żeby ich nie zakładać bo to niebezpieczne bo dzieci mogą sie udusić....?! ale w końcu ktoś je wymyślił,żeby chroniły maleństwa przed zaplątaniem w szczebelki to w końcu jak z tym jest. Albo materacyki do łóżeczka....Na jednym z portali kobiety pisały,że piankowy broń cię ręka boska! teraz  kokosowy bo on najlepszy dla plecków i się nie wgniata jak pianka. ( o cenie już nikt nie wspomni;)). To ja dziękuje Bogu za to,że żyję bo przecież kiedyś nie było kokosowych.....ach.....weź tu nie zwariuj...mogła bym tak bez końca-aaa najlepsze- przeczytałam w najnowszym wydaniu jakieś matczynej gazetki żeby nie obcinać dziecku paznokci co najmniej przez 2 tygodnie!! a i żeby nie kąpać :D Mój tato mi mówił,że kiedyś nie było fotelików dla dzieci hehe ;)
  Kurcze nikt wtedy nie pyta się matki jak ona sie czuje w tym całym zamieszaniu. Więc w sumie gdzie w tym wszystkim jestem ja??- spodziewająca się pierwszego potomka, spanikowana matka? Ta co będzie postawiona przed całkowicie nieznanym sobie tematem?? Ja jestem gdzieś daleko hen hen- liczy się mój brzuch i życie w nim się rozwijające- ja się teraz nie liczę. Rzygasz- no sama tego przecież chciałaś. Boli wszytko i niewygodnie- a czego się spodziewałaś? Nikt nie mówi- będzie ciężko ale dasz rade, będziesz miała chwile załamania ale to normalne-masz prawo itp....nikt nie stawia sie w butach tej biednej spanikowanej kobiety- wszyscy tylko o dziecku. Tylko proszę tego źle zaraz nie odebrać- ja zrobię wszystko żeby moje małe były zdrowe i donoszone ale w tym całym zamieszaniu ja nie mam prawa nawet ponarzekać...Muszę być twarda i koniec pieśni. Nikt sie nie interesuje tym jak ja się czuje gdy ciągle muszę chodzić po lekarzach, trafiam do szpitali, ciągle sprawdzam czy papier czysty...ja sie nie dziwię,że kobiety popadają w depresję jak 9 mcy wszytko tłamszą w sobie i gdy dziecko się rodzi- nadal nikt sie nią nie interesuje. Boli- no przecież rodzisz.. chcesz przeciwbólowe?? kiedyś kobiety rodziły bez....piersi bolą przy karmieniu- no musi boleć na początku....a spróbuj butelkę dać to będziesz szatanicą która szkodzi dziecku ....można by tak bez końca....
   Na szczęście mam jakąś tam wiedzę, swoje przeszłam i wiem, że mam prawo czuć się źle i o tym mówić!jestem tylko człowiekiem a nie super bohaterką i ma prawo mnie cos bolec, mam prawo czuć sie żle i czegoś sie bać. mam prawo popełniać błędy i podejmować własne decyzje. I innym kobietą też to polecam bo inaczej zwariować można!! a teraz powinnam zacząć narzekać ale to innym razem ;)

piątek, 20 września 2013

Tak! Jestem za In- vitro!











Popieralam, popieram i bede popierać! Po ostatnich wypowiedziach, ze dzieci z in vitro sa uposledzone itp dołączam sie do akcji uświadamiającej co to jest in vitro i na czym to polega! Zamin ktoś sie wypowie, niech lepiej dokładnie dowe sie z czym to sie je i ze to nie jest jest zabawa- tylko ostateczność w dążeniu do posiadania rodziny.
Ps, a kościół to powinien wypowiadać sie jako ostatni - bo sami głoszą sprzeczne teorie! Bóg kocha wszystkich tak? To jakim prawem jeden bedzie mi mówił, ze dziecko z in vitro nie jest kochane?? Albo nie zostanie ochrzczone??
Wszystkie dzieci sa cudem- i te poczęte naturalnie i te a in vitro- i trzeba je kochać tak samo mocno bo sa tego warte!!

środa, 18 września 2013

Mamo- śpię z tobą....

    Wiem,że wchodzę na bardzo cienki i drażliwy temat ale jestem bardzo ciekawa co kobiety o tym myślicie i jakie są wasze doświadczenia w tym temacie.
    Więc tak- chodzi mi o spanie niemowlaka z rodzicami w łóżeczku. Piękne łóżeczko w pokoiku jest, z piękną pościelą i co....i nic. Maleństwo śpi na rodzicielskim łożu- nie tylko w ciągu dnia ale także w nocy.... no bo w łóżeczku nie chce spać. I tak sie zastanawiam czy to czy rodzice są w stanie się wyspać wiedząc, że mają niemowlaka pomiędzy sobą?? I najważniejsze- czy to jest bezpieczne zwłaszcza dla noworodka??
   Grzebiąc w pamięci pamiętam znajomą która robiła tak ze swoim dzieckiem- bo dzidzi nie chciał w łóżeczku spać, ale potem też znajoma stwierdziła,że jej jest po prostu wygodniej a i ona tak lubi sie tulić do maluszka...         Czy nam babą rozum odbiera po narodzinach czy jak to jest?? Ja nie byłabym w stanie zasnąć, wiedząc że mam taką kruchą istotę śpiącą koło siebie.. i te poduszki...kołdra...brzeg łózka...i proszę bez tekstów typu- zmienisz zdanie jak urodzisz. Tu chodzi o bezpieczeństwo  małego człowieka- czy zmieniacie zdanie na temat zapinania pasów?? Nie sądzę...
   Jeszcze jedno zagadnienie- pożycie małżeńskie. Czy ono może w ogóle istnieć gdy ma się takie małe bobaski na okrągło w łóżku?? Jak tu się przytulić nie mówiąc o czymś więcej?? Sama jestem ciekawa ile sie związków rozpadło- własnie przez takie postępowanie?? Mojemu mężowi w pracy kilku chłopaków już zaczęło "życzliwie" współczuć- bo łóżku zajmą dzieci i nici z bara bara. To między innymi powiedział facet, którego 3 letni syn nadal z nimi sypia w łóżku.... ja sobie jakoś nie wyobrażam spania z dwójką noworodków w dorosłym łóżku. Nie mówię o stawianiu kojca, czy łóżeczka w całkiem osobnym pokoju bo człowiek by się zajechał tym wstawaniem prze pierwsze kilka mcy ale spanie razem? Gdzie jest rozwiązanie??

wtorek, 10 września 2013

Cykl życia zatacza koło....

    Na początku muszę się wyżalić bo mnie szlag trafi. Tutaj w uk jak kończy ci się lek idziesz do przychodni, wypełniasz kwitek i stawiasz się po 2 dniach na odbiór recepty- bez wizyty u lekarza. No to w Piątek poszłam, złożyłam kwitek i wróciłam po receptę wczoraj koło 17. No i co?? i recepta nie była gotowa bo nie dałam im pełnych 48h!! No więc tłumaczę babie że mi się leki skończyły, a muszę je brać żeby nie dostać zakrzepów krwi w ciąży, ale to jak grochem o ścianę. Nigdy wcześniej nie miałam z nimi takich problemów. Na pytanie- to co ja mam zrobić babka wzruszyła ramionami i rozmowa się skończyła. Ale się we mnie zagotowało...No to poszłam dzisiaj- znowu- i babka do mnie że po tym jak poszłam to ona zobaczyła,że to sa tabletki które biorę w ciąży i zrobiła receptę od razu!!! AAAA!!!!! Jakbym ja jej tego nie mówiła!!! Grrrrr....No ale wracamy do tematu...

   W życiu pewne są dwie rzeczy- to że się rodzisz i umierasz. Podatków nie liczę, bo niektórzy ich nie płacą ;) więc dla mnie to nie jest pewiak heheh. No więc człowiek rodzi sie i pewnego dnia umrze....brutalne to ale co możemy zrobić. Ja niestety w jednym tygodniu zaznałam oby dwóch rzeczy - nowego życia i śmierci.
  W trakcie jak byłam w szpitalu to mojemu bratu urodził się syn :) tak oficjalnie zostałam ciocią :D poród był dosyć długi, i z komplikacjami juz po samym porodzie ale mały jest zdrowy i waży 4 kg. Niedługo po tym ja sama wyszłam ze szpitala, gdyż na szczęście wszytko się uspokoiło- udało się małe zatrzymać w środku. Z zaleceniami wypoczynku wróciłam do domu. Dwa dni po powrocie dostałam telefon z informacją,że moja ukochana babcia niestety zmarła. Na dodatek zmarła kiedy byłam w szpitalu tylko nikt z wiadomych powodów nie chciał mi o tym powiedzieć...Zanim mi powiedziano mama dzwoniła najpierw do brata wypytać sie o mnie, potem do mojego męża wypytać się co i jak ze mną i dopiero na końcu do mnie. Babcia była od kilku tygodni w szpitalu ale już wszytko było dobrze. zagrożenie życia minęło, rozmawiała jadła trochę, chodziła...i tu nagle zasnęła i się już nie obudziła. Najbardziej mnie boli to,że nie mogłam się z nią pożegnać..że już jej więcej nie zobaczę a ona nie zobaczy swoich prawnucząt.......
Więc siedzę w domu i dużo leże....małe buszują i wiem,że będzie wszytko dobrze, bo babcia czuwa nad nami.......i Cykl życia zatoczył koło....

wtorek, 27 sierpnia 2013

Cholerne de-ża- głupie- wu!

No tak. Wiec zacznę od początku. Rok temu- w ostatni Wtorek Sieprnia poszłam na usg bo byłam w ciazy i brzuch mnie bolal. Na usg pojechałam samochodem, pewna, ze spokojnie wrócę do domu..niestety nie wróciłam...diagnoza ciaza poza maciczna i moj biedny maz musiał mi wszytko przywieźć....
Dzisiaj tez jest oststni tydzień Sierpnia....równo rok od mojej ostatniej chospitalizacji i gdzie jestem? No gdzie? W szpitalu!! To nie jest deja vu tylko cholerne deżawu!!  Ggggrrrrr...ze co,ze z okazji rocznicy musiałam odwiedzić szpital do jasnej ciasnej?? No ale od poczatku...
W niedziele cos mnie kuło po prawej stronie w podbrzuszu- nie okresowe bóle jak na skurcze tylko takie klucie. Pierwsze co pomyslalam, to to ze wiązadla sie rozciagają. Nospa wzięta i lezymy cały dzień. Niestety w pon było gorzej, no ale w koncu dwójka sie pcha nie? Tylko wieczorem cos zaczął mi brzuch twardniec.....a to juz nie było byle co.....ale pojechałam do pracy bo kurcze oststnie 5 dni miałam pracować....po 1,5 godziny poszłam do domu.,,,ciągnęło i nie dało sie siedzieć. Koło 1 nad ranem zadzwoniłam na oddział, opisałam co i jak i kazali przyjechać.
Na poczatku wszytko wyglądało pięknie- mocz ok, ciśnienie ok, dzieci ok...lecz lekarze postanowili zrobić jeden maly test....pobrali jakiś wymaz, pomaczali go w jakimś płynie, doczekali 5minut i dla mojego nieszczęścia wyszedł on pozytywny. To był jakiś test na to czy akcja porodowa sie zaczyna.... Momentalnie wróciłam na oddział porodowy, dostałam kroprlowkę na zatrzymanie skurczy, których w sumie nie czułam, dawkę sterydów dla maluszków na ploca i zostałam wysłana do szpitala który ma lepsza opiekę neonatologiczną w razie gdyby małe chciały wyjść....i moj biedny maz znowu musiał mi pakować torbę....
No i wiec siedzie w szpitalu.....i czekam. Teraz każdy dzień bedzie czekaniem co przyniesie następny. Szczęście w tym wszystkim,ze szyjka zamknięta.....widać moje księżniczki dały mi znać,ze czas skończyć z pracą....ach no to siedzę i czekam na to co przyniesie kolejny dzień....

niedziela, 25 sierpnia 2013

Poszukiwany, poszukiwana.

Uwaga poszukuję kilku części mojego własnego ciała ;)
     Na sam pierw pytam się czy ktoś nie widział mojej dziurki z pępka :D została ona pochłonięta, albo raczej wypchana- w sumie to nie wiadomo kiedy i do tej pory sie nie pojawiła. jakby ktoś widział to proszę dac mi znać :D
    Drugiej części ciała której poszukuje- są moje stopy :D Bawią się one ze mną w chowanego i pojawiają sie czasami jak robię wymach nogą w przód ;) W pozycji stojącej nie mam najmniejszych szans aby je zobaczyć. Na leżąco juz powoli zaczynam mnieć problemy hehe.
  A najdłużej niewidzianą partią mego owego własnego ciała jest moja pisia misia muszelka- jak kto woli nazywać ;) tej to już nie widziałam hohoho! W sumie czasami sie zastanawiam, czy ja ją jeszcze posiadam :P Się sama do siebie śmieję,że teraz wiem jak się czują panowie z wielkim piwnym brzuchem ( oczywiście nie obrażając nikogo- żeby nie było) który oglądają swojego małego tylko w lusterku :D
Więc jakby kto wiedział,gdzie przebywają moje części proszę o kontakt :D

To tak na szybko, dla rozluźnienia niektórym majtołków ;)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Sierpniowe wywody.

    No i kolejny miesiąc ucieka. Bardzo dobrze bo zaczynam się stresować coraz bardziej. No ale na początku dzisiejszy tekst mojego męża w trakcie jak myłam podłogę w kuchni: " Ty weź idź odpoczywaj a nie tu sprzątasz" :D no i jak tu takiego nie kochać ;)
   No a jak my sie czujemy? Ogólnie staram się nie narzekać, bo wiem,że są kobiety co mają o wiele gorzej. Więc jak ktoś sie pyta- jak się czuję- to mówię że jakoś leci- bo nie jest ani bardzo dobrze, ani bardzo źle i jak dla mnie może tak zostać. Tylko dzisiaj znowu mnie obudziła lecąca krew z nosa,  na szczęście szybko przeszło.
   Piękny tydzień urlopu własnie sie- skończył i dzisiaj czas wracać do pracy. Dla tych pytających- tak nadal pracuję. Na szczęście zostały mi tylko 3 tygodnie i basta! Więc odliczamy dni. Nie będę udawać- jest coraz ciężej spędzać te kilka godzin w pozycji siedzącej ale cóż...już ostatnie 15 razy w pracy- dam radę....oby ;)
   A co robiłam podczas tygodnia wolnego?? Zapytajcie moją pralkę hehe. Prałam, prałam i jeszcze raz prałam. Udało mi się dorwać cały zestaw ciuszków praktycznie do 2 roku życia. To sem siedziałam, segregowałam i zaczęłam prać od najstarszych. Chciałabym się ze wszystkim wyrobić tak do ok 30 tygodnia bo z innego portalu co mam 2 dziewczyny w ciąży bliźniaczej- oby dwie są na patologii ciąży bo im się szyjka skraca...Kurcze trochę się przestraszyłam bo jedna jest w 28 a druga w 33 tygodniu i oby dwie na patologii....ajaj. Oby moja szyjka miała się dobrze,bo tutaj w Uk nie badają kobiet ginekologiczne w czasie ciąży.... Pozostaje trzymać kciuki i modlić sie o to,żeby maluchy siedziały w brzuszku jak najdłużej sie da.
  No na mnie czas. Trzeba coś zjeść przed pracą,żeby  dzieci nie były głodne ;)

piątek, 26 lipca 2013

Jestem z kosmosu!

No tak...wygląda na to jest jestem kosmitką!! tak! a skąd to wiem?? bo jestem w ciąży bliźniaczej ;) heheh. No juz opowiadam czemu.
     Za każdym razem gdy spotykam kogoś, kto nie wie,że jestem w ciąży to dostaję serię standardowych pytań: jesteś w ciąży? jak daleko? co będziecie mieli? No i na pierwszą odpowiedz twarz normalna, na drugą odpowiedz też ale przy trzeciej odpowiedzi reakcje się drastycznie zmieniają. Jedni zaniemówią na kilka sekund, inni zaczynają mi współczuć (ale że niby czemu??) a jeszcze inni wdrażają kolejną serie pytań: a czy miałaś In Vitro, a czy w rodzinie sa bliźniaki, a to już nie będziecie mieli więcej dzieci?? Kurcze no!!
  Po pierwsze chciałabym wszystkim przekazać że ciążą bliźniacza nie jest niczym niespotykanym! Statystycznie trafia sie jedna na 80 porodów a według najnowszych akermańskich badań teraz nawet jedna na 33 porody!! Rozumiem 5 raczki są dosyć niespotykane ale bliźniaki? Ludzie litości....No do tego te pytanie o poczęcie. Bo chyba dla niektórych już normalnie w tych czasach robić dzieci sie nie da...Ja zaczęłam odpowiadać,że mąż strzelał dwa razy ;)  albo że dzieci powstają z miłości ;) i temat się kończy :D
    Co mnie też zastanawia- czemu nagle ludzie chcą tak bardzo wiedzieć czy mam bliźniaki w rodzinie?? a co to niby zmieni w tym,że jestem w ciąży bliźniaczej?? Co to zmieni w ich życiu?? A co to zmieni w moim życiu że nikt nie ma bliźniaków?? Przecież z tego powodu nie oddam jednego ani nic nie??
   No ale najlepsze są teksty typu- współczuję ci.....a niby kurna czemu??  Tego to nie rozumiem. Ja jestem dorosła i w pełni zdaje sobie sprawę z tego,ze wychowywanie dzieci to nie jest bułka z masłem, że będą gorsze i lepsze dni, że czasami będę miała dosyć,że będę niewyspana ale czemu mam żałować,że mam bliźniaki?? Ja osobiście czuję się błogosławiona i obdarowana przez Boga. Po dwóch stratach ciąża bliźniacza jest dla mnie znakiem. Nie chcę żadnego współczucia, chce żeby ludzie po prostu cieszyli się ze mną.
  No i ostatnia kwestia- to już więcej dzieci nie będzie?? To że teraz popularny jest model rodziny to 2+1, to że wy macie tylko po jednym dziecku i nie chcecie więcej to nie znaczy,że ja tez tak mam zrobić! Jak będzie mnie stać ( no niestety w tych czasach tez trzeba o tym myśleć) i będe na tyle sprawna zdrowotnie,że dam rade, to na pewno będzie więcej dzieci. Jestem przed trzydziestką i mam wiele lat prokreacji przede mną ;) Ja tez pochodzę z rodziny- teraz dziwnie nazywanej- wielodzietną- było nas troje- i nie wyobrażam sobie mniejszej rodziny. Jestem kobietą i dla mnie najważniejsza jest rodzina!!  I kij w oko tym którym to się nie podoba! No :D

wtorek, 23 lipca 2013

Opijamy Połówkowe :D

Witam moje 'czytelniczki'  :) Nie sądzę,żeby jacyś panowie mnie śledzili hih więc będę pisać do was moje kochane :D
No dzisiaj w końcu- po ponad dwu miesięcznym czekaniu- miałam usg. Nie będę ukrywać- im było bliżej do usg tym było ze mną gorzej -psychicznie. Niespokojne spanie-budzenie sie co 2 godziny....o dziwo tylko jeden zły sen.....w pracy ciągłe myślenie czy z maluszkami wszytko dobrze, tym bardziej,że zauważyłam rożną aktywność dzieci i to nie dawało mi spokoju.
No i nadszedł dzień 22 Lipca. Wstałam, zjadłam i poszłam do pracy. Cała nocka minęła mi na myśleniu o tym,że za kilka godzin będzie usg i sie dowiem co i jak. Głupio tak pisać, ale nawet myślałam czasami czy moja piękna bajka bliźniaczej ciąży nie zostanie zrujnowana tekstem typu- dzieci są chore...albo coś jest nie tak. Nie dawało mi to spokoju...czy już zasłużyłam na to żeby mieć dwójkę zdrowych dzieci?? Czy już wystarczająco się wycierpiałam czy jeszcze los mi coś dołoży??
No więc 8 rano stawiłam się w szpitalu na oddziale 10B. Nie musiałam długo czekać bo pora dosyć wczesna, więc na USG poszłam juz około 8:05. Z pełnym pęcherzem położyłam sie na kozetce i czekałam. Standardowo żel na brzuch i jedziemy. Co mi sie tutaj podoba to to że od razu pokazują ci bijące serduszka a potem przechodzą do swojej roboty czyli badań dzieci. Powiedziałam od razu,że chce znać płeć. No i to czekanie. Boju te pół godziny ciągnęło się w nieskończoność. Jeszcze do tego te problemy z oddychaniem- coś ostatnio małe uciskają i czasami mam problemy z zaczerpnięciem oddechu. No ale leżałam i czekałam. Zaciskałam kciuki żeby jednak wszytko było dobrze....żeby w końcu los sie do nas uśmiechnął. Pewno ktoś zapyta czy mąż ze mną poszedł. Odpowiedz brzmi nie....siedział w domu i czekał aż wrócę. Chciałam żeby poszedł ale widziałam,że on się po prostu boi- obi sie tak samo jak ja że usłyszy coś złego....
No więc leżę i czekam. W końcu pani odwraca monitor w moja stronę i wszystko tłumaczy- jak leżą, kto mnie okopuje z prawej strony i....że nie zauważyła żadnych cech męskich...co to dla nas oznacza?? Dwie Babki!! W sumie byłam lekko w szoku że dwie dziewczyny. Radość mieszała się z lekkim niedosytem,że jednak nie dam mężowi syna....
Pojechałam do domu a on siedzi i czeka. Powiedziałam,że niestety pisiorka żadnego nie było widać- dwie dziewuchy. Też widziałam lekki zawód bo liczył na parkę ale coż- co zrobił to ma ;) Wiedziałam,że tak jak ja- on musi się z tymi wieściami przespać i oswoić. W końcu bliźniaki w domu to nie przelewki hih.
Po południu kolejna wizyta w szpitalu- tym razem u lekarza. Pani mi wytłumaczyła,że według usg wszystko wygląda dobrze- i tego sie trzymam!! Łożyska wysoko więc i to dobra wiadomość. Cesarka ok 38 tygodnia. Kolejne usg za 4 tygodnie- i z tego się cieszę bo teraz częściej będę widzieć maluszki :D
No więc ja i mąż oswajamy sie z myślą,ze niedługo w domu będą z nami dwie dziewczynki :) i powoli na tą myśl zaczynam sie coraz szerzej uśmiechać :D

poniedziałek, 8 lipca 2013

Strach ma imię- przedwczesny poród....

No i musiało to w końcu nastąpić...dopadło mnie myślenie....ach za dużo będzie sie działo w ciągu następnego miesiąca- dwóch....
Już za dwa dni- 10 Lipca, wizyta u położnej...potem 13 Lipca nieszczęsna rocznica- w tym dniu dowiedziałam się,że z naszej pierwszej ciąży nie będzie dziecka.....potem 23 usg....26 lekarze....1 sierpnia było poronienie....2 sierpnia moje urodziny....oj ciężki miesiąc oj ciężki....

Dodatkowo teraz kiedy zaczynam czuć ruchy jest jeszcze gorzej....no niby powinno być lepiej ale nie jest. Czekam z niecierpliwością na każdy ruch, na każde kopnięcie czy poruszenie,żeby wiedzieć że u małych wszystko w porządku. Dzisiaj nie chcą tak mocno kopać jak przez ostatnie dwa dni i włącza się panika...dobrze,że mam ten aparat do słuchania tętna płodu bo inaczej bym chyba wylądowała w psychiatryku....ale i tak myślę i czekam....ach....pewno niektórzy powiedzą- przesadza. staraczki pewno pomyślą- ja bym chciała być w ciąży a ona narzeka....ale te co przeszły przez stratę na pewno zrozumieją co mam na myśli...strach wcale nie kończy sie wraz z minięciem 3 mcy ciąży...on się wręcz potęguje z każdym tygodniem. Teraz jestem w takim tygodniu że dzieci są dosyć duże,ale nie wystarczająco duże żeby przeżyć....byle do 24 tygodnia wtedy z każdym dniem ich szanse na przeżycie na zewnątrz będzie rosło...teraz to jest moja największa obawa. tym bardziej,że mieszkam w kraju który podchodzi olewczo do takich spraw...obym nie musiała szukać od nich pomocy..
No to ja i moja panika siedzimy i oglądamy tv....i odliczamy każdy dzień....

niedziela, 30 czerwca 2013

Dla dziewczyn z portalu.

   No kolejny tydzień ucieka. W sumie ja się ciesze, bo dla mnie każdy dzień to katorga- to wieczne czekanie. Staje się odludkiem, gdyż za bardzo się boje o moje małe. Dlatego postanowiłam wytłumaczyć dziewczynom z portalu dlaczego nie udzielam się wątkach staraczkowych- uważam,że im to się należy.            
   Pewno niektóre dziewczyny pomyślały- a ta jest już w ciąży to do nas nie zagląda- a nie o to chodzi. Po pierwsze jeszcze na starym portalu zostałam upomniana,że na wątku staraczkowym nie powinnam sie chwalić ciążą.... i od tego czasu  staram się nie udzielać.
   Po drugie pamiętam jak mnie drażniły 'dobre rady' matek i kobiet będących w ciąży.....wtedy inaczej się na to wszytko patrzy. Teraz mi głupio za takie myślenie, ale gdy człowiek czegoś tak bardzo pragnie a sie nie udaje- przestaje czasami reagować racjonalnie.
  No a po ostatnie- strach. Im jestem dalej tym bardziej się boje...że ktoś mi je odbierze w ostatnim momencie a tego bym nie zniosła. Staram sie nie oglądać dokumentów o chorobach dzieci ani nie czytać o kolejnych stratach.... Dlatego dziewczyny wybaczcie,że się nie udzielam ale po prostu nie mogę...Jestem ciągle z wami myślami i kibicuje wam w staraniach z całej siły: Inuś, Yvone, Przyszlawiosna, Mosia, Caroline, Oopsy, Malineczka, Koliberek i Nietoperek...chyba nie zapomniałam nikogo?? Dziewczyny jestem z wami całym sercem. Do kolejnego usłyszenia.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rocznica.....

Witam was kochani.
   Długo zbierałam sie do tego posta, gdyż nie jest łatwo wracać do tak bolesnej przeszłości....no i moja babcia tez trafiła w ciężkim stanie do szpitala...udar...respirator....tak się bałam,że nie zobaczy swoich prawnuków ale już jest lepiej więc zobaczy i tego sie trzymam! No ale wracamy do tematu.....
    Mamy Czerwiec...w sumie już połowa za nami...no ale pamiętam jak dzisiaj,że pierwsze dwie kreski na teście użalam dokładnie 1 Czerwca 2012 roku. A z kąt tak dobrze to pamiętam?? Bo w ten sam dzień przylatywali moi rodzice do nas w odwiedziny i  także były urodziny mojej mamy. Aj było co świętować. Pamiętam płacz mojej mamy, tato zamarł na kilka sekund z niedowierzania, a moja jeszcze nie szwagierka ze śmiechem- czemu tak spokojnie to mówię..oj pamiętam pamiętam. Były łzy szczęścia, uściski i oczywiście typowo polskie oblewanie wszystkich trzech okazji. Kurcze jak teraz o o tym myślę to przychodzi mi do głowy- jaka jak byłam wtedy naiwna. No może naiwna to ciężkie słowo, ale teraz tak myślę. Byłam naiwna,że od razu się uda...że od teraz pójdzie wszytko jak po maśle no bo w końcu jestem już w ciąży tak?? Tyle czasu zajęło nam zajście w ciążę,więc teraz będzie dobrze?! Ta.....

    Rok później nadal nie mam maluszka leżącego w łóżeczku, ale jesteśmy w ciąży i to już 16 tydzień. Kurcze powoli powoli ale zaczynam głęboko wierzyć w to,że w końcu się uda. Że z dwoma aniołkami w niebie damy teraz radę! tylko ja już bym chciała czuć się trochę chociaż lepiej...bez tych mdłości...wymiotów....chronicznych bólów głowy... no jest ten 2 trymestr i chciałabym się cieszyć jedzeniem i spacerami ale się zbytnio nie da....Ale dla maluszków dam rade! Byle by  były całe i zdrowe- ja dam radę!!

niedziela, 26 maja 2013

Wyrzeczenia....

Witam was.
Tak nie mogąc zasnąć myślałam o tych wszystkich wyrzeczeniach co kobieta w ciąży musi przestrzegać i sie im poddawać.
W sumie jedne z najważniejszych to nie palić i nie pić- oczywiście alkoholu ;) dla mnie to akurat nie jest problemem. Nigdy nie paliłam, a alko może dla mnie nie istnieć więc obyło sie bez większego bólu. ale jak widzę,że kobiety w ciąży kopcące albo z browcem w ręce to mi się aż nóż otwiera w kieszeni!! Zero poszanowania dla rozwijającego sie życia....a słyszeliście o tej kobiecie co miała 5 promili i jej dziecko urodzone miało ponad 4??? Takim matką od razu powinno sie odbierać prawa rodzicielskie!! bo jak nie umie zadbać o dziecko w łonie to co dopiero będzie późnej???? Normalnie szkoda gadać....
No ale wracając do wyrzeczeń. Wiadomo, niektóre jedzenie trzeba odstawić, niektóre zajęcia- ale ja jako kobieta po przejściach jestem w stanie nawet przestać oddychać jakby ktoś mi powiedział,że to pomaga hih ;)
Jedynie czego nie mogę przeboleć jest wesele w sierpniu....w piątek przyszło zaproszenie od mojej ukochanej psiapióły z polski. Tak się na to wesele cieszyłam!! Niektórzy pewno powiedzą- a jeszcze tyle wesel będzie itp.....Ale to nie o to chodzi. Zawsze w życiu ma się kilka wybranych osób, na które wesela czeka się całe młodociane życie- ja mam takie 4 osoby a to wesele jest tym pierwszym z tej czwórki. Tak długo na nie czekałam i nie mogę jechać....Czemu?? bo ja jestem w uk a wesele jest w pl...lecieć już nie polecę, bo będę za wysoko w ciąży a w ogóle z bliźniakami nie będę ryzykować lotu....a siedzieć w autobusie 24h w jednej pozycji to chyba bym nie udźwignęła...więc nie mam wyboru....sama sobie mówię,że  dla dzieci wszystko ale jednak ten smutek pozostaje....tym bardziej jak pamiętam, że w mojej pierwszej ciąży mówiłyśmy- dziecko urodzi się w lutym i na sierpień akurat podrośnie...potem w drugiej ciąży mówiłam,ze w jak w Maju się urodzi, to do sierpnia zdążę wyrobić paszport....a teraz.....Nikt  ze znajomych w Polsce jeszcze nie wie o mojej ciąży- nie chcieliśmy za szybko mówić-nawet przyszła panna młoda nie wie....będę jej musiała powiedzieć niedługo....będzie ciężko ale pewno w momencie przyjścia na świat mojej bandy wszystkie smutki i wyrzeczenia zostaną wynagrodzone :D i tego sie trzymam!!

piątek, 24 maja 2013

już jestem- nie uciekłam :)

Witam was kochani :)
Nie uciekłam od was- o nie! tak łatwo sie mnie nie pozbędziecie :P

Nie pisałam z kilku powodów- po pierwsze okropne mdłości- tak długo wyczekiwane dały mi się ze znaki- oj dały...zmęczenie- spałam po 13-15 godzin dziennie....i strach?? W sumie może bardziej to ,że nie chciałam za wcześnie cieszyć się naszym szczęściem....za dużo przeszłam i boje się zbytnio....w sumie nie ja sama....mój mąż ma to samo. Boi się zbytnio cieszyć,żeby znowu nie zaznać tak bolesnego zawodu i ja go rozumiem.
No ale co tam u mnie sie działo?? no dzisiaj byliśmy na kolejnym usg i maluszki rosną jak na drożdżach :)  mają prawie po 6 cm i zostało potwierdzone,że to bliźniaki dwu jajowe więc leki+ mojej jajniki dały radę nawet za bardzo ;) hih ale narzekać nie mam zamiaru:)
Poza tym w pracy moje chłopaki niedawno zaczęli się dowiadywać,że jestem w ciąży a niektórzy cwaniaki do mnie z tekstem- ja wiedziałem juz od kilku mcy...ja wiedziałem od  8 tyg....taaaaa....oni wszyscy wiedzieli o mojej ciąży zanim zaszłam w ciąże, albo zanim sama sie dowiedziałam ;) hehe ale chłopy wiedzą lepiej :P

No a poza tym prawie skończył nam się najbardziej strachliwy trymestr i powoli zaczynam sie cieszyć tym,że jestem w ciązy...delikatnie ale się cieszę- tak w  serduszku ;)

No kochane a na koniec dla ukojenia serc zdjęcie moich tak długo wyczekiwanych bobasków :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Coś pięknego??

Jest prawie godzina czwarta nad ranem a ja nie śpię.....czemu? Bo mam przypadłość która sie nazywa- 24h mdłości......jest poprostu masakra....nie da sie pić, jeść...nic....dzisiaj poszłam do sklepu po talerzyki papierowe to myślałam ze na środku sklepu puszczę przyslowiowego pawia.... Kurcze wszyscy lekarze mi mówią, ze przy bliźniakach przypadlosci mogą byc 2x większe...tylko nikt mi nie powiedział jak z tym pracować?? Dlatego jestem na wolnym bo nie daje rady..,musze sobie pomarudzic, bo cóż mi innego zostało..,, wiem, ze bardzo tego pragnełam, ale kurcze zeby bez chwili spokoju.....bleeeee
Zjadłam kawałek bułki i idę sie spróbować położyć spać..,,juz słyszę jak ptaki cwierkają... Nie moge sie doczekać, kiedy nadejdzie ten czas o którym ludzie mowia- ze ciaza to cos pięknego......pożyjemy zobaczymy...,
A tak poza tym to dziękuje za trzymanie kciuków- wczoraj na usg widziałam moje dwa bijace serduszka, a lekarze nie znaleźli przyczyny plamienia wiec to pewno rozpychaja sie Fasolki....no czas 'spać'....

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Serca dwa...serduszka małe dwa....

No kochane ale się porobiło.....
Byłam w Polsce na urlopie i mój mąz długo nie wytrzymał- musiał powiedzieć o ciąży. W sumie nie winę go za to, bo widzę jak się cieszy myślą o tym,że jak Bozia da to będzie dwójka dzieci..... Ja jakoś sie nie cieszyłam zbytnio....bo w ciąży to ja już byłam w przeszłości ale nic z tego nie wyszło, więc teraz podchodzę do tego z małą rezerwą....chociaż do momentu zobaczenia serduszek gdyż nigdy nie było mi to dane...
Miałam iśc do ginekologa w pl,ale akurat w ten dzień moja szwagierka miała wywiadówki więc nici z tego....Pozostało czekać do 26 Kwietnia na usg ustalone przez szpital.....ojj  czas się wlecze...
Nadszedł Piątek- dzień powrotu do UK....i powiem wam,że to była najgorsza podróż mojego życia!! Tak źle się czułam,że jak myślę o tym teraz to się dziwie,że nie ożygusiałam całego autobusu....nigdy więcej.....3 dni odchorowywałam tą podróż...
W poniedziałek miałam wizytę z położną- okazało się,że z ta samą co w 1 ciąży. Godzina wypełniania papierów, próbki do badań i czekanie na to usg.....Na szczęście dowiedziałam się od znajomej,że raz na 2 tyg u mnie w mieście przyjmuje prywatnie ginekolog!! I jak zadzwoniłam, to umówili mnie w tym samym tygodniu na piątek!! Jupiii!!! Tydzień mniej czekania i będe wiedziała co i jak!!
Nadszedł piątek i poszłam na to usg jak na skazanie.....bardzo się bałam pustego jaja jak w 1 ciąży....w poczekalni leciała jakaś smętna muzyka i ledwo powstrzymywałam łzy...i jeszcze to opóźnienie- 40 minut!! Kurcze dobrze,że miałam wsparcie wszystkich dziewczyn z portalu- i to one pomogły mi wytrwać....Nadeszła moja kolej. Weszłam do gabinetu....rozmowa....badanie...i usg.....Lekarz był dosyć zabawny, bo po włożeniu aparatury krzyknął -Jest!! hehe było to nader zabawne :) za chwile pokazał mi moje dwa maluszki i dwa pięknie bijące serduszka!! Boju jak ja sie poryczałam!! są moje dwa maleństwa i żyją!! Mają po centymetrze długości ale tam są i mają się dobrze!! Kamień z serca.....
Niestety mój dobry humor urwał się w niedziele.....jak wstałam to zobaczyłam na wkładce,że plamię... Nie nie nie!! Proszę tylko nie to!! Przecież moje maleństwa żyją!! Proszę  nie dobierajcie mi moich dzieci- tak długo na nie czekałam!!! No i leżenie....cały dzień przeleżałam z nadzieją na to,że to tylko mały epizot, że to maluchy się tylko rozpychają i ma prawo trochę poplamić....tylko ja po 1 stracie nie potrafię zignorować żadnej- nawet najmniejszej plamki na bieliźnie.....Musiałam poczekać do dzisiaj- czyli do poniedziałku,żeby przyśpieszyć usg z piątku...bo nie wytrzymam do piątku w niepewności.....Mam usg w środę i mam nadzieję,że moje maluszki nadaj będą dobrze sie miały......Trzymajcie kciuki....

piątek, 5 kwietnia 2013

3'rd time lucky!!!!!

No juz dłużej nie wytrzymam :)
Mam wiadomość - jakże długo wyczekiwaną....
Jesteśmy w Ciąży!!
Tak dobrze czytacie- znowu się udało!!
Dzisiaj byłam na usg i doznałam kolejnego szoku- mamy 2 zarodki!!! Nie ma jeszcze serduszek, bo to 5 tyg i 2 dni ale liczę na to ,że na kolejnym usg za 3 tyg będzie wszystko pięknie widać :D Trzymajcie kciuki :D

Beta, beta.....wiecznie ta beta...

Jesteśmy po 4 dawkach leków...i czekamy- co dalej. Czy leczenie podziała? czy jednak trzeba będzie ciąć?? kurcze ileż można...
W środę zrobili kolejne  badanie krwi i nie wyszło za dobrze. Beta spadła baardzo mało- a lekarze chcą spadku minimum o 2 tyś.....kurcze pozostaje czekać...
W czwartek z rana zostałam poinformowana,że nie są zadowoleni z wczorajszego spadku i że dzisiaj będą robić zabieg....o kurka....i po to ja się tak trułam,żeby i tak być operowana?? gdzie tutaj jest sens??...
No więc od rana na czczo...zadecydowano,że dla pewności sprawdzą bete jeszcze raz i wezmą mnie na usg....no ale jak mam wypełnić pęcherz jak nie mogę pić?? Podali mi kroplówkę i ściskali ja z całej siły,żeby jak najszybciej zleciała i żeby można iśc na usg....
Po około godzinie byłam już w pokoju do usg. Pani zrobiła badanie i pokazała mi moje dziecię- białą kuleczkę w jajowodzie. Nie rośnie,więc leki w jakiś sposób podziałały. Ciekawa jestem czy w ogóle było coś widać na pierwszym usg, bo mi nie pokazano mi obrazu więc nie wiem....
No po powrocie z usg była już 12:00... czekaliśmy jeszcze na wyniki krwi...no  w końcu i one przyszły. Beta spadła z 10 tys do 8 tyś!! Takie wiadomości chciałam usłyszeć!! boju aż skakałam ze szczęście++ i się pytałam czy to oznacza,że nie będzie zabiegu????
Po konsultacji lekarze zadecydowali,że są zadowoleni ze spadku i nie będą mnie kroić...uff....a może mnie wypiszą??? Kurcze to jest myśl....
Nadszedł piątek i jakże oczekiwana wizyta lekarzy. Jedni mieli wielkie oczy- to ty nie po zabiegu?? Inni zadowoleni,że leczenie jednak podziałało. Nagabywałam ich- to co mogę isć do domu?? Mieliście spadek o 2 tyś??? no....moge isć???
Koło 14 zapadła decyzja- mogę iśc do domu- a zgodzili sie na to tylko ze względu na to,że mieszkam 3 min autem od szpitala i gdyby coś zaczęło sie dziać- szybko dotrę.
No więc w piątek- 5 Października zostałam wysłana do domu- i to nie był koniec leczenia- to był dopiero początek.... Co 2 dni musiałam się stawiać na badanie krwi- żeby monitorować spadek.
Na początku beta spadała pięknie  z 8 tyś na 2 tyś, z 2 tyś na 1,5- więc sobie myślałam,że jakim pędem szybciutko zejdziemy do wymaganych 2....
I tak dobiłam do Listopada, potem nadszedł Grudzień....Styczeń... i Luty...oraz Marzec a moja beta nadal była.....na poziomie 5 jednostek, ale oni chcą 2.....kolejne badanie z 26 marca okazało sie wyjątkowe....

niedziela, 24 marca 2013

'Zabić', żeby przeżyć.....

Witajcie. Jakoś ostatnio nie mam weny...za bardzo się chyba denerwuje i zastanawiam czy ta @ znowu przyjdzie czy nie...tak bym chciała żeby już nie przyszła....To był mój pierwszy cykl z tabletkami na owulacje. Tak bardzo bym chciała,żeby się udało, ale jednocześnie wiem, że porażka jest tak samo możliwa jak zwycięstwo.  No cóż, zostało 4 dni.......
......................................................................................
      Dostałam zastrzyk...jak ja to wtedy mówiłam- zastrzyk który zabije mi dziecko....Wiem, że może wydaje się wam, że to mocne słowa , ale wtedy tak własnie myślałam... Jak ja nie zabije to ciąża może zabić mnie.....ach.....
W następny dzień pobrali krew żeby sprawdzić poziom beta hcg...niestety nadal rosło. Lekarze uspokajali, ze to dopiero kilka godzin po zastrzyku wiec jutro znowu zrobią badania krwi i się okaże. Pozostało czekać do Piątku. Byłam w tej 4 osobowej sali, z ciężarną po mojej lewicy, straszą panią i młoda dziewczyna po delikatnym zabiegu po drugiej stronie pokoju. Niestety telewizory i radio przy łóżkach nie działało, wiec zostało mi czytanie gazet. Dobrze,ze było tam trochę tego, bo inaczej bym chyba od głowy dostała- bo o wyjściu do sklepiku nie było mowy! I tak minął kolejny dzień w szpitalu....
Nastał wyczekiwany piątek- dwa dni po zastrzyku. Ale byłam pozytywnie nastawiona! Beta spadnie i będę mogła iść do domu! Taaaa teraz wiem jaka byłam naiwna w swoim pozytywnym nastawieniu....No to pobrali krew i pozostało czekanie.....ojjjj jak się zdziwiłam jak przyszła lekarka z wynikami....beta wzrosła z 8 tys do ponad 10 tys!! Lekarze dziwili się, ze nie rozerwało mi jeszcze jajowodu! Powiedzieli, że idą się naradzić i mnie zostawili samą. Załamka...No i zaczęłam myśleć- co to dla mnie oznacza? Że co, że trułam się na darmo? Ze i tak zabieg będzie??
Po około 15 minutach lekarze wrócili. Myślałam,że od razu zabieg,ale jednak zadecydowano inaczej- podadzą mi druga dawkę chemii ...w sumie dużo szczegółów z tego nie pamiętam .. szczegółów rozmów i ludzi..Chyba mój mózg chce pozbyć sie tego złego czasu z pamięci....wiem, ze dostałam kolejny zastrzyk wieczorem i tak Piątek się zakończył.....
Nastała sobota. Kolejne badanie krwi z rana i kolejne czekanie na wyniki....Znacie te teksty z ulotek o działaniach ubocznych leków?? No mnie dopadły takie działania....wymioty...nudności...bóle głowy...a jak sie później okazało był to dopiero 2 zastrzyk...
Przyszły wyniki...nic nie spadło....ale tez nie nie urosło.....hmm.....no i co to oznacza?? że juz podziałało tak??? No i znowu lekarze wyprowadzili mnie z błędu- oj dziecko- to oznacza jeszcze jedną dawkę chemii na następny dzień......Więc gdy nastała Niedziela otrzymałam 3 dawkę....byłam już tym wykończona- ile można??  To będzie już 3 dawka a miała być tylko jedna! Czy to oznacza dłuższą przerwę w staraniach?? Pół roku za każdą dawkę?! Chyba bym tego nie zniosła...Tyle lat już czekam a miałabym czekać następne 1,5 roku?? Przy pierwszej sposobności zapytałam się o to- na szczęście okazało się, że to liczy się pól roku od ostatniej dawki...ufff....chociaż tyle dobrego.
No więc czekałam na kolejne badania krwi.....życie w szpitalu mijało mi od badania od badania..od wyników do wyników....od zastrzyku do zastrzyku....czyli jest już Poniedziałek...kolejne badanie....iiiii????? Nic....wielkie duże nic!!! nie rośnie, ale tez nie spada!!  No i co????? Kolejna dawka?? Już 4?? Kurcze chyba zostanę jasnowidzem...Kolejna- 4 juz dawka została podana mi  we wtorek.........

sobota, 16 marca 2013

Dwa razy.....

Właśnie otrzymałam piękny wiersz...tak dosadnie oddający moją sytuację....tak prawdziwy....
Koliberek dziękuję ci bardzo :*


Dwa razy byłaś już blisko spełnienia.
Dwa razy uwierzyłaś w swoje marzenia.
Dwa razy musnęłaś szczęście palcami.
I dwa razy zapłakałaś gorzkimi łzami.
Już nie masz siły. Stoisz zgarbiona
i czekasz cudu. Czy się dokona?
Być może tak, a może nie.
Wyciągnij przed siebie dwie dłonie swe -
to nimi możesz zbudować szczęście.
To one będą pieściły dziecię,
jeśli uwierzysz, że zmienisz los,
że to Ty masz decydujący głos
.

wtorek, 12 marca 2013

Nie ważne co będzie-On mnie nie zostawi....

Witajcie!
Nie było mnie troszkę, ale to dlatego że ciężko 'pracujemy' ;) no wiecie hih....ale dziękuje wszystkim za pamięć!! :*
Dagmaro! U nas nie najgorzej....znowu sie staramy. Jestem pełna nadziei ale jednocześnie strasznie boję się kolejnej porażki....zobaczymy co przyniesie kolejny dzień.
No ale trzeba kontynuować opowieść- już jesteśmy bardzo blisko końca........
......................................................................................................
Więc na czym stoimy?? aaa...jestem w szpitalu i czekam na zabieg usunięcia jajowodu z moim maleństwem....sekundy ciągnęły sie jak minuty....minuty jak godziny....i to ciągłe czekanie!!
W końcu koło 20 przyszła pani ordynator- co zapaliło mi w głowie lampkę ostrzegawczą  do tej pory przychodzili lekarze ale ordynator?? Ojojooj.... Pani doktor zasłoniła kotarę, usiadła i zaczęła mówić. Ze względu na to, że mam taką a nie inną historię choroby-operacje w przeszłości itp- oni się nie podejmą zrobienia zabiegu....w zamian proponują mi inne rozwiązanie- chemioterapię. Tak.....chemia.....kurcze przecież ja nie mam raka nie?? To w jaki sposób chemią usuną mi dziecko?? Pani doktory chyba wyczytała moje pytania z twarzy i zaczęła tłumaczyć. Czasami w  przypadkach ciąży pozamacicznej stosują tzw chemioterapię z zastrzykach. Działa to na takiej zasadzie, że lek zabija rozwijające się komórki- w tym przypadku u mnie rozwijającymi komórkami jest ciąża- a u innych rak. Dostane zastrzyk i jak wszytko pójdzie dobrze to będzie po sprawie- jajnik ocalony, zagrożenie życia zniwelowane  Tylko jest jedno ale..... tą metodę stosuje sie  w przypadku gdy beta jest na poziomie 2 tysiące a ja na wejściu miałam 8 tysięcy! Pani doktor jednak powiedziała, że warto spróbować! To wszytko brzmiało tak pięknie- zastrzyk i po krzyku. Zgodziłam się- w sumie która by sie nie zgodziła? Po 10 min dostałam do podpisania formę, że się zgadzam na podanie leku i zostało czekać na zastrzyk. Po kolejnych kilkunastu minutach przyszła pielęgniarka ze strzykawką i kartką na której był opis leku i jego działanie. W trakcie gdy pielęgniarka przygotowywała wszytko ja zaczęłam czytać ulotkę.....i od razu pożałowałam, że ją przeczytałam. Na wstępie pisało, że po podaniu zastrzyku trzeba odczekać 6 mcy zanim wznowi się starania!!! Że co???? Nikt mi o tym wcześniej nie powiedział!!! Jak to kolejne 6 miesięcy czekania!! Ja mam już dosyć czekania!! Ileż kurcze można czekać???? Ze łzami w oczach zapytałam sie pielęgniarki czy to prawda z tym czekaniem...niestety potwierdziła ona że tak......Już ze strzykawką w ręku zapytała się- to co robimy zastrzyk?- kiwnęłam tylko głową......zastrzyk zrobiony...chemia wpuszczona....a ja zalana łzami....kolejne pół roku czekania....jak ja dam radę??  Zadzwoniłam do męża....była już 22:00, światła pogaszone a ja pod kołdrą dzwonię.....Z płaczem opowiadam o tym, że kolejne pół roku czekania, żeby lepiej sobie poszukał kobiety co da mu normalnie dzieci.....z która nie będzie miał takich problemów jak ze mną......Słyszałam że głos mu zadrżał, ale w takim momencie usłyszałam najpiękniejsze zdanie jakie padło w moim kierunku- że nie ważne co, nie ważne ile trzeba będzie poczekać- on mnie nie zostawi!! Mam sobie wybić te głupie myśli z głowy!!! Boju jak ja się wtedy poryczałam....a jednocześnie poczułam ulgę że mam dla kogo żyć i dla kogo walczyć o lepsze jutro.....I z tym przekonaniem poszłam spać....

poniedziałek, 4 marca 2013

50% Kobiety.

Ach trochę mnie tu nie było więc trzeba nadrobić. U mnie ogólnie dobrze- kolejny cykl, kolejna szansa na szczęście...no ale trzeba by w końcu zakończyć moją historię żeby móc myśleć o nowym rozdziale życia....o nowej tak bardzo upragnionej ciąży....
............................................................................................
No więc tak. Potwierdzili u mnie ciąże pozamaciczną...długo sie nie nacieszyłam 2 kreskami na teście ciążowym...ale cóż...
Po pierwszym szoku przyszedł strach. Tyle się słyszy o kobietach którym pękały jajowody w ciążach pozamacicznych....o usuwaniu całego jajowodu...powikłaniach....problemach z zajściem w kolejną ciążę ....boju czemu ja znowu muszę przez to przechodzić?? Po 20 minutach przyszli pobrać mi krew żeby sprawdzić poziom hormonu beta hcg- czyli dowiemy się w którym mniej więcej tygodniu jestem....po kolejnych kilku minutach przyszła lekarka, która zaczęła tłumaczyć co teraz ze mną będzie. Pierwsze co usłyszałam że do domu to oni już mnie nie wypuszczą...kurcze zrobiło się bardzo poważnie....nawet jak chciałam iść zadzwonić do męża to mnie nie wypuścili!! Kazali mi zadzwonić z ich telefonu...dopiero po czasie wiedziałam o co im chodziło- jakby mi pękł jajowód będąc za daleko od lekarzy to mogłabym nie przeczyć... boju.... No wracając do lekarki- mówiła ona spokojnym głosem co teraz będzie sie ze mną działo- że już dzwonią i szukają dla mnie łóżka na oddziale. Jak wrócą wyniki krwi to najprawdopodobniej będę jeszcze tego wieczora szla na zabieg- usuwanie mojej ciąży wraz z jajowodem....kurcze zaczęłam panikować- po tylu latach starań, po cyście jeszcze nie będę miała jajowodu?? to jak 50% kobiety....50% mniej szans na dziecko.............................................
Kolejne godziny były jak przez mgłę.....przyszły wyniki krwi- beta ponad 8 tyś.....czyli ciąża....znaleźli dla mnie w końcu łózko i zostałam odesłana na oddział. Co się okazało....trafiłam na ten sam oddział co za pierwszym poronieniem!! co za zbieg okoliczności....Trafiłam do sali 4 osobowej...w sumie liczyłam na pojedynczą salę tak jak za pierwszym razem.... Mój mąż dotarł do szpitala jak już byłam  oddziale.....pewno wiecie jak wyglądało nasze przywitanie- rzuciłam mu sie w ramiona zanosząc się płaczem. Po kilku minutach-jak już sie uspokoiłam- wytłumaczyłam mu o co w tym wszystkim chodzi- gdzie jest dziecko co to znaczy dla mnie i czym to grozi. I znowu widziałam w jego oczach tą bezsilność.....
Wybiła 15:00. Wróciły już wszystkie wymagane badania i zaczęto mnie przygotowywać do zabiegu- czyli zero picia i jedzenia, te śmieszne uciskowe skarpetki i czekanie na decyzję- o której mnie wezmą. W sumie juz nie mogłam się doczekać zabiegu- żeby to już było za mną...żebym już się obudziła po zabiegu odczekała 2 mce i zaczęła sie znowu starać... Niestety wystąpiły komplikacje- w sensie moja historia choroby. W przeszłości miałam już trzykrotnie otwierane powłoki brzuszne więc lekarze bali się że coś może nie być na swoim miejscu. Musiałam czekać na decyzję. W tym czasie mój ukochany pojechał do domu po rzeczy dla mnie bo zostałam wzięta do szpitala w taki stanie jak stałam.Czas upływał, co rusz przychodzili  nowi lekarze, badali, rozmawiali i wychodzili... i w takim tempie zrobił się wieczór...