sobota, 7 grudnia 2013

Bolesny rozdział zakończyć czas.

No wiec tak. Oficjalnie chciałabym juz zakończyć tego bloga i ten jakże bolesny, długi i wyczerpujący rozdział w moim życiu. Nowy rozdzial nastał i na mim chciałabym sie skupić. 
    Nie, nie nie,,,nie mam zamiaru wymazać ostatnich trzech lat z pamięci- o nie. Te trzy lata nauczyły mnie cierpliwości, pokory i wytrwałości w dążeniu do celu ktorym jest maciezynstwo. W koncu cel ten osiągnęłam: dnia 19 Listopada zostałam bliźniaczą mamą i ten dzień juz odmienił moje zycie. 
Zostawiam tego bloga dla potomnych- niech dalej pomaga i daje nadzieje innym kobietom,które są, były lub będą w podobnej do mojej sytuacji. Bede tu zaglądać i moze jeszcze kiedyś cos skrobnę? Kto to wie... Ale nie martwcie sie- nie opuszczam was, tylko zmieniam miejsce zamieszkania :) oto nowe: http://blizniaczecuda.blogspot.co.uk/. Mam nadzieje,ze sie tam spotkamy, a na razie żegnam sie i zycze wszytkim staraczkom powodzenia! 

piątek, 6 grudnia 2013

04:04 i 04:32 -godziny które zmieniły wszytko.

No to jesteśmy na porodowce, w pojedynczym pokoju podłączona do znieczulenia. Jest cos przed 2 nad ranem a kolejne badanie koło 04:30. Chciałam skorzystać z ostatnich chwil i troche sie zdrzemnać. Po jakiś 30 minutach znowu zaczęło mnie cos bolec ale tym razem było to bardzo nisko i takie uczucie jaby mi ktoś pięścią kręcił w środku. Z biegiem czasu to uczucie zaczęło sie nasilać mimo znieczulenia....kurcze cos tu mi nie pasuje....Polozna wyszła po cherbate, myśląc,ze czeka nas długa noc. Gdy wróciła powiedziałam jej o tych nowych bólach. Odnotowała i powiedziała,ze zobaczymy jak to sie rozwinie. Minęło kolejne pól godziny i te bóle stawały sie powoli nie do zniesienia- a ja miałam przecież znieczulenie! O co tu w koncu chodzi!? Położna widząc,ze sytuacja ulega zmanie stwierdziła,ze mimo iż jest dopiero 3 nad ranem ona mnie zbada i zobaczy ile jest tego rozwarcia. Chwila napięcia...nagle położna zrobiła minę jakby zobaczyła ducha i z wielkim zaskoczeniem stwierdziła ze mam juz pełne rozwarcie a ona juz czuje główkę! Matko juz! Tak szybko! Aaaa! Nagle zrobiło sie zamieszanie, gdyż moje malenstwo samo wychodziło na ten swiat a nikt z personelu- w sumie łącznie ze mną- nie był na to przygotowany! W tym momencie zaczela sie najcięższa praca w moim życiu- wypychanie tej jakże małej- albo porównując gabaryty dziecka i mojej piski- ogromnej istotki na ten swiat. W trakcie jak ja ciezko pracowałam i skupiałam sie na pracy zaczął sie zamęt w pokoju- przygotowywanie narzędzi, rękawiczek, stolików, lekarze, położne i moj biedny maz stojący z boku i patrzący na to z ogromnym przerażeniem w oczach. Mnie nawet tak nie obchodziło co sie dzieje w pokoju- liczyło sie tylko to, by wypychać z siebie tą istotkę. 
   W sumie nie wiem kiedy czas mijał....w koncu nastał ten jakże ważny moment narodzin. Moment kiedy mała wyszła z brzuszka na ten jakze wielki i zimny swiat.....Moment w ktorym położyli mi to małe stworzonko na brzuchu całe w mazi i krwi był chwilą której nigdy w życiu nie zapomnę...cały ten strach który rzadzil mną, moim ciałem i moją duszą przez oststnie miesiące w jakiejs części mnie opuścił gdyż jedna mała kruszynka była juz na świecie....darła sie w nieboglosy, ja płakałam ze szczescia razem z nią a maz przecinał to co łączyło nas przez te jakże długie 9 mcy...była 04:04 narodziła sie Weronika ważąc 2500 gram.
  Po chwili euforii i szczescia zabrali mi małą z brzucha do lekarzy na sprawdzenie, a mną znowu zajęli sie inni lekarze- poszła w ruch aparatura usg i ktg zeby sprawdzić położenie drugiej Kruszynki. No i spotkało nas kolejne zaskoczenie- tym razem niezbyt miłe. W momencie gdy Werka wyszła druga kruszynka poczuła zew wolności i z pozycji główka w dół przedmieściła sie do pozycji dupką ku wyjścia- a jak wiadomo nie da rady tak urodzić. Lekarz zadecydował,ze spróbują ja obrócić ale odbędzie sie to na sali operacyjnej,zeby w razie czego mozna by szybko zrobic cięcie.Wiec znowu zapanował haos w pokoju a ja sobie tak pomyślałam- no tak jedno dziecko przyszło na swiat naturalnie a drugie bedzie urodzone przez cc to po co było probowac jak i tak bede cięta?.. No ale na dłuższe rozważania nie było czasu- bardzo szybko koło łóżka pojawił sie anestezjolog podający mi tony leków do rurki idącej do mojego kręgosłupa, inni szukali serduszka małej, jeszcze inni zawijali Weronikę a jeszcze inni szykowali męża do pójścia na sale. Leki zaczęły mi uderzać do głowy gdyż czułam sie jak naćpana- taki luz blues...bez większych emocji podawałam sie wszystkiemu co robili. No w koncu byłam gotowa jechać na sale. W trakcie transporu z sali do sali poczułam,ze mała znowu sie rusza wiec pierwsze co to zrobili na sali usg...i okazało sie ze mała znowu sie obrocila- tym razem nogami do wyjścia! Ma domiar złego w trakcie tych obrotów malutka zaplątała sie w pępowinę i nie było czasu na obracanie gdyż tętno małej spadało - trzeba było albo szybko wyciągać albo ciąć. Pozwolili mężowi w koncu wejść i usiąść z boku, koło niego postawili ten szpitalny kojec z Werką. Strasznie jest mi ciezko pisać,co wtedy czułam,bo byłam tak otumaniona lekami ze nie było u mnie jako takich emocji...za to maz wychodził z siebie bo denerwował sie nie tylko o mała ale i o mnie. Lekarz przebił wody, włożył do środka rękę chwytający mała za nogi i w ciagu dwóch parć mała została najzwyczajniej w świecie wyciągnięta ze mnie. Zauwazylam tylko,ze mała jest 'miękka' i leci poloznej przez ręce- co było jednoznaczne z tym,ze mała nie oddycha....Od razu zabrali ją na stanowisko pełne lekarzy, którzy robili wszytko,zeby przywrócić małą do żywych. Maz opowiedział mi,ze chciał podejść ale lekarze go odsunęli na bok..czyli było ciezko.... Po najdłuższej chwili mojego życia usłyszałam przepiękne kwilenie- mała żyła i miała sie dobrze! O 04:32 przyszła na świat Hania ważąc 2190 gram. 
   Dumny tatuś, dumna mamusia i dwie przepiękne dziewczynki. Jesteśmy rodziną. Od 19 listopada jesteśmy rodziną. Warto było tyle czekać..

19.11.2013- nastała światłość :)

Miałam iść się położyć, korzystając z chwili gdzie mąż pojechał na zakupy a mama wzięła małe na spacer, ale zdecydowałam że nie. Czas zakończyć to co niezakończone. czas zakończyć ten jakże bolesny rozdział w życiu, gdyz nowy sie rozpoczął.No to cofnijmy się do 18 Listopada.
     Jest 18 Listopada- poniedziałek. na następny dzień mam umówioną cesarkę- boju to już!! Wszytko gotowe- torby, foteliki, łóżeczko itp. Spędzamy z mężem spokojny ale jakże lekko nerwowy wieczór z mężem. czekając na nadchodzący wielki dzień. Maż poszedł spać koło 23:30 a ja miałam iść sie wykąpać- tymi ich specjalistycznymi szpitalnymi żelami...no ale jakoś nie umiałam się zebrać w sobie...Koło północy poczułam,że chce mi sie do ubikacji. Pomyślałam- taaa goni mnie już z tych nerwów. No to poszłam do kibelka, siadam i czuje to parcie. Myślę sobie- kurcze jeszcze zaparcie?! Po jakiejś minucie doznałam najdziwniejszego uczucia w moim całym życiu- uczucia pękania wód płodowych!To było jakby mi ktoś nagle walnął mi pięścią w pęcherz i było chlust. Nie jakieś ogromne ale jednak chlust. Momentalnie adrenalina osiągnęła level max! Jak to??? wody odeszły?? Krzyknęłam po męża, ale widocznie już zasnął. Ubrałam się i zeszłam na dół- momentalnie sięgając po telefon i dzwoniąc do szpitala na oddział położniczy. W trakcie jak dzwoniłam tłumacząc wszytko mąż zszedł na dół z wielkimi oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy. Gdy skończyłam rozmowę był w stanie powiedzieć tylko- to co jedziemy?? zbieramy się do szpitala z całym ekwipunkiem bo wiedziałam,że już na pewno nie puszcza mnie do domu- tym bardziej,że i tam miałam zaklepaną cesarkę na ten sam dzień, tylko kilka godzin późnej. W trakcie jak mąz pakował wszytko do pokoju to zaczęły sie bóle- i to takie bóle, że aż mnie zginało w połowie. Tak sobie pomyślałam- kurcze jak mnie to juz tak okropnie boli to co będzie później- jak te prawdziwe bóle porodowe następują!
   No to dotarliśmy do szpitala i skierowaliśmy sie na oddział porodowy. Od razu zaprowadzili mnie na sale już pooperacyjną- bo w końcu tu wyląduje po cc. Wszyscy zaczęli się zbiegać, lekarze, aparatura usg, ktg, ciśnienie itp. Lekarz szybko przeszedł przez całą historię z moim planowanym zabiegiem i pierwsze co to sprawdził ułożenie małych. Ku zaskoczeniu wszystkich oby dwie były głowami w dół czyli pięknie do porodu naturalnego. Potem Lekarz stwierdził,ze warto sprawdzić rozwarcie, bo moje bóle były coraz mocniejsze- mimo tego,że minęło dopiero 30 minut od odejścia wód....i o dziwo- ku ogromnym zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych- juz miałam 4 cm! Cztery w pół godziny! Nie było czasu na zabawę wiec lekarz od razu przeszedł do sedna- albo robimy cc jak było zaplanowane albo rodzimy naturalnie. eee że co?? naturalnie?? tyle czasu było mówione, że będzie zabieg bo miednica i złe ułożenie małych itp. Lekarz stwierdził,że małe są pięknie ułożone do porodu i moje rozwarcie postępuje w tak ekspresowym tempie,że nie widzi przeciwwskazań żeby móc rodzić naturalnie, lecz mamy 5 minut na podjęcie decyzji bo oni nie mogą czekać z zabiegiem do większego rozwarcia. No i nas zostawili. Mnie, mojego męża i mój wielki brzuch. Musieliśmy podjąć szybko bardzo ważną decyzję, na którą nie byliśmy przygotowani. Nie powiem- miałam chyba z milion myśli na sekundę, motałam się co tu zrobić...za mało czasu...za duża decyzja....i te bóle....Maż był za cc- bo bał sie o mnie....ale decyzja należała do mnie....a my byliśmy w większym szoku niż lekarze....
  Po 10 min lekarz wrócił pytając co robimy....no i zdecydowałam się- rodzimy naturalnie- chociaż spróbujemy. Lekarz uspokoił mnie,że sala operacyjna będzie na mnie czekać jakby była potrzeba i od razu dostanę też znieczulenie zewnątrz-oponowe. No to przenieśli mnie na pojedynczą salę porodową, dali znieczulenie i powiedzieli,że czekamy do 04:30 żeby znowu sprawdzić rozwarcie....powiem wam tylko,że nie dotrwaliśmy :D