sobota, 26 stycznia 2013

Płacz płacz maleńka......

Piątek 13......dziecka nie będzie..ciąży nie będzie.....nic nie będzie..płaczę....płaczę....i czekam na lekarza.
Po jakiś 20 minutach mojej agonii ( szkoda, że dłużej nie kazali mi czekać!) doczekałam się lekarza. No nie dają mi większych szans na to że jednak będzie z tego dziecko....ale muszę wrócić za tydzień na ponowne USG bo nie dość że chcą mieć 100% pewności  to i muszą swoją opinię poprzeć dodatkowymi badaniami żeby nie było...no i do domu...
Jak na złość byłam autem. Jak można prowadzić po takich wiadomościach?jak można się skupić na jeździe kiedy zły same lecą po policzkach?? Nie chciałam jechać od razu do domu.....chyba podświadomie chciałam odciągać przekazywanie złych nowin....postanowiłam że pojadę do koleżanki która tak jak ja pracuje na nocki więc powinna być w domu. Musiałam komuś się wypłakać zanim stanę przed mężem, ale była dopiero 11 rano  i koleżanka nie dobierała telefonu- pewno śpi.... i tak postanowiłam pojechać. Po 10 minutach stukałam do jej drzwi....nic...dzwonię.....nic. Już wsiadłam do samochodu jak wybiegła z grobowym wyrazem twarzy pytając co się stało??? I to był koniec..padłam jej w objęcia rycząc niemiłosiernie.....nie musiałam mówić...ona wiedziała. Jej partner wybiegł z sypialni i tez nie pytał- usłyszałam 'O nie...Ula'....i tak stoimy w kuchni i ryczymy...
.......................................................................................................
Nie jest mi łatwo pisać o tym...nawet teraz ryczę pisząc to ale muszę kontynuować- muszę to zrobić dla siebie- jak ktoś kiedyś się zapyta o poronienia już nie będę opowiadać tylko odeślę do tego bloga...bo to jest ostatni raz kiedy rozpamiętuje to co się stało...już nie będziemy do tego wracać- czas ruszyć do przodu... leczy rany...
........................................................................................................
Jestem w drodze do domu....do domu który już nigdy nie będzie taki sam....dom w którym nie będzie jeszcze łóżeczka.....nie będzie tupotu malutkich stópek....pierwszego kroku...pierwszego mama..nie będzie.
Mąż jeszcze śpi i nie ma o niczym pojęcia. Wygląda tak niewinnie...tak bezproblemowo a ja go muszę obudzić i przekazać mu najgorszą nowinę jego życia....że nie będzie ojcem.. Kładę się i mówię że nic z tego nie będzie...płaczemy razem...nie wiem jak długo tak leżeliśmy w objęciach płacząc.........
W końcu zebraliśmy się w sobie i wstaliśmy.....no ale to jeszcze nie był koniec płaczu...to dopiero był początek....telefony do mam były najgorsze....ja w stołowym dzwonię do mojej i mówię że dziecka nie będzie....i słyszę jak mój w kuchni płacze i mówi swojej mamie że nic z tego...Konwersację pamiętam jak przez mgłę...tylko pamiętam że słyszałam jak mama płacze....jaki to musiał tez być dla niej cios...jaki to był dla mnie cios że nie dam jej tego pieszego wnuka. Tyle ona ze mną przeszła. tyle się ze mną za młodu w szpitalach przesiedziała i teraz to...ach....Po skończonej rozmowie idę do kuchni a tam mój mąż, miłość mojego życia siedzi na krzesełku i patrzy w podłogę...siadam mu na kolanie... tulę i obydwoje znowu płaczemy...tylko to możemy zrobić...tylko tak możemy sobie ulżyć w cierpieniu.

4 komentarze:

  1. Kochana łzy w oczach mam gdy to czytam...następnym razem będą łzy szczęścia ! Wierzę w to !

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje kochana :* mam nadzieję że juz niedługo będę mogła napisać że się udało....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pisz, ze nigdy, ze maz nie bedzie ojcem...Pisz, ze niestety nie tym razem. Bedziecie rodzicami. Nie ma innej mozliwosci! Wiem, ze nowina o ciaz tak wyczekanej chce sie wykrzyczec calemu swiatu ale prawda jest niestety brutalna: 25 % ciaz obumiera przed 12 tygodniem. Powodzenia! Jestem z Toba. Dagmara

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki wielkie!wsparcie kobiet które przeszły prze to samo daje dużo pozytywnej energii :)

    OdpowiedzUsuń