niedziela, 20 stycznia 2013

Maj..Wrzesniej...tuż to już Styczeń!

Kolejny dzień mojej egzystencji.....noc bezsenna- za dużo myśli kręci  sie po głowie.
Cóż mogę zrobić....jedynie pisać i wyzbyc sie nawału emocji.
........................................................
Jest Wrzesień 2011 roku i z moimi wszystkimi wynikami  idę do lekarza. Prolaktyna wysoka, testosteron w kosmosie,okres co 2 mce,cysta... Na moje (chyba) nieszczęście trafiłam na panią doktor, która jednym słowem mnie olała- bo 6 cm cysta to jeszcze nie tragedia.. Mając jakaś tam wiedzę na temat biologi i ludzkiego ciała próbowałam walczyć o leczenie gdyż wszystkie objawy i wyniki badań wskazywały na To ze jest cos nie tak...No ale wedlug pani doktor kobiety z tymi wszystkimi objawami zachodzą przeciez w ciążę -więc bez niczego zostałam odesłała do domu.
Nie chciałam sie z tym pogodzić i poszłam jeszcze raz do mojego lekarza rodzinnego. On spojrzał na wszystkie wyniki i zdiagnozowal PCOS lecz 'on ma związane ręce'.
Postanowiłam ze będę walczyć! Testy owulacyjne stały sie moimi przyjaciółmi lecz tak samo jak testy ciazowe, wskazywały one uparcie 1 kreskę....owulacji nie było.
Z Wrzesnia zrobił sie Listopad. Kolejna wizyta u pani ginekolog i kolejne odesłanie do domu bo cysta spadła z 6 cm na 2,5 więc to już w ogóle nie mam co sie u niej pokazywać. Miałam tego dość i postanowiłam, ze lecę do Polski na leczenie.
W połowie listopada stanęłam w gabinecie polskiego ginekologa. Ten chwycił sie za głowę jak mozna byc takim ignorantem w leczeniu kobiecych dolegliwości.
1 próba leczenia- tabletki pobudzające prace jajnikow w 2 polowie cyklu- bez skutku,
2 próba leczenia- tabletki antykoncepcyjne przez 2 mce. z lekami i nowa dawka nadziei wróciłam do UK. Nastał Styczeń 2012 roku i kolejna wizyta w PL, niestety bez dobrych wieści- leczenie nr 2 nie podziałało. Załamana wróciłam do Anglii.
Resztkami sil i nadziei podjęłam decyzje o zmianie lekarza w Polsce, lecz kolejna wizyta w ojczystym kraju była dopiero w Marcu.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz