Miałam iść się położyć, korzystając z chwili gdzie mąż pojechał na zakupy a mama wzięła małe na spacer, ale zdecydowałam że nie. Czas zakończyć to co niezakończone. czas zakończyć ten jakże bolesny rozdział w życiu, gdyz nowy sie rozpoczął.No to cofnijmy się do 18 Listopada.
Jest 18 Listopada- poniedziałek. na następny dzień mam umówioną cesarkę- boju to już!! Wszytko gotowe- torby, foteliki, łóżeczko itp. Spędzamy z mężem spokojny ale jakże lekko nerwowy wieczór z mężem. czekając na nadchodzący wielki dzień. Maż poszedł spać koło 23:30 a ja miałam iść sie wykąpać- tymi ich specjalistycznymi szpitalnymi żelami...no ale jakoś nie umiałam się zebrać w sobie...Koło północy poczułam,że chce mi sie do ubikacji. Pomyślałam- taaa goni mnie już z tych nerwów. No to poszłam do kibelka, siadam i czuje to parcie. Myślę sobie- kurcze jeszcze zaparcie?! Po jakiejś minucie doznałam najdziwniejszego uczucia w moim całym życiu- uczucia pękania wód płodowych!To było jakby mi ktoś nagle walnął mi pięścią w pęcherz i było chlust. Nie jakieś ogromne ale jednak chlust. Momentalnie adrenalina osiągnęła level max! Jak to??? wody odeszły?? Krzyknęłam po męża, ale widocznie już zasnął. Ubrałam się i zeszłam na dół- momentalnie sięgając po telefon i dzwoniąc do szpitala na oddział położniczy. W trakcie jak dzwoniłam tłumacząc wszytko mąż zszedł na dół z wielkimi oczami i przerażeniem wypisanym na twarzy. Gdy skończyłam rozmowę był w stanie powiedzieć tylko- to co jedziemy?? zbieramy się do szpitala z całym ekwipunkiem bo wiedziałam,że już na pewno nie puszcza mnie do domu- tym bardziej,że i tam miałam zaklepaną cesarkę na ten sam dzień, tylko kilka godzin późnej. W trakcie jak mąz pakował wszytko do pokoju to zaczęły sie bóle- i to takie bóle, że aż mnie zginało w połowie. Tak sobie pomyślałam- kurcze jak mnie to juz tak okropnie boli to co będzie później- jak te prawdziwe bóle porodowe następują!
No to dotarliśmy do szpitala i skierowaliśmy sie na oddział porodowy. Od razu zaprowadzili mnie na sale już pooperacyjną- bo w końcu tu wyląduje po cc. Wszyscy zaczęli się zbiegać, lekarze, aparatura usg, ktg, ciśnienie itp. Lekarz szybko przeszedł przez całą historię z moim planowanym zabiegiem i pierwsze co to sprawdził ułożenie małych. Ku zaskoczeniu wszystkich oby dwie były głowami w dół czyli pięknie do porodu naturalnego. Potem Lekarz stwierdził,ze warto sprawdzić rozwarcie, bo moje bóle były coraz mocniejsze- mimo tego,że minęło dopiero 30 minut od odejścia wód....i o dziwo- ku ogromnym zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych- juz miałam 4 cm! Cztery w pół godziny! Nie było czasu na zabawę wiec lekarz od razu przeszedł do sedna- albo robimy cc jak było zaplanowane albo rodzimy naturalnie. eee że co?? naturalnie?? tyle czasu było mówione, że będzie zabieg bo miednica i złe ułożenie małych itp. Lekarz stwierdził,że małe są pięknie ułożone do porodu i moje rozwarcie postępuje w tak ekspresowym tempie,że nie widzi przeciwwskazań żeby móc rodzić naturalnie, lecz mamy 5 minut na podjęcie decyzji bo oni nie mogą czekać z zabiegiem do większego rozwarcia. No i nas zostawili. Mnie, mojego męża i mój wielki brzuch. Musieliśmy podjąć szybko bardzo ważną decyzję, na którą nie byliśmy przygotowani. Nie powiem- miałam chyba z milion myśli na sekundę, motałam się co tu zrobić...za mało czasu...za duża decyzja....i te bóle....Maż był za cc- bo bał sie o mnie....ale decyzja należała do mnie....a my byliśmy w większym szoku niż lekarze....
Po 10 min lekarz wrócił pytając co robimy....no i zdecydowałam się- rodzimy naturalnie- chociaż spróbujemy. Lekarz uspokoił mnie,że sala operacyjna będzie na mnie czekać jakby była potrzeba i od razu dostanę też znieczulenie zewnątrz-oponowe. No to przenieśli mnie na pojedynczą salę porodową, dali znieczulenie i powiedzieli,że czekamy do 04:30 żeby znowu sprawdzić rozwarcie....powiem wam tylko,że nie dotrwaliśmy :D