sobota, 16 lutego 2013

Poronienie z jego punktu widzenia.....

Urlop był i po urlopie. Czas powrotu do szarej rzeczywistości- ciszy pod sercem,ciągłych badań i jeszcze tlącej się nadziei na lepsze jutro. No chyba jestem gotowa na kontynuację moich przejść.....
..........................................................................................................
Jest 2 Sierpnia 2012 roku. Wczoraj był najgorszy dzień w moim życiu- 'poród' mojego tak długo wyczekiwanego i upragnionego dziecka. Wiele osób, w tym lekarze- mówili że to nie było dziecko...że wydaliłam z siebie worek płodowy...... ale dla mnie to było moje dziecko. Test ciążowy pokazał 2 kreski czyli doszło do zapłodnienia tak? a nasz kościół tak zaparcie twierdzi że dziecko jest od momentu połączenia komórki jajowej z plemnikiem tak?? czyli to było dziecko i dajcie mi przejść żałobę...
Nie będę udawać- ciężko było. Jak patrzę na siebie z przed pół roku to się zastanawiam jak ja to przeszłam?? Jak my przez to przeszliśmy?? No ale sie okazało ze z moim mężem było ciut gorzej niż ze mną.... widziałam jak strasznie płakał jak mu powiedziałam że jeszcze nie będziemy rodzicami...widziałam jak płakał powiadamiając wszystkich...widziałam jak cierpiał odbierając mnie ze szpitala....i niestety powoli zaczynał sie ode mnie odsuwać. Na początku tego nie zauważałam bo sama byłam załamana, ale po po pewnym czasie zaczynało mnie zastanawiać czemu mnie  nie całuje? czemu mnie wysyła samą spać a on siedzi po kilka godzin na kompie.......a o zbliżeniach nawet nie było mowy. Rozumiem cierpi...ale czemu odsuwa mnie?? Osobę która go kocha i w tak ciężkim momencie potrzebuję go najbardziej...
Nadszedł wrzesień i jechaliśmy na tydzień do Polski na urlop. Nie był to dla mnie łatwy wjazd, w sumie za bardzo nie chciałam jechać bo wiedziałam ,że trzeba będzie się tłumaczyć...odpowiadać na setki pytań....a to za wcześnie jak dla mnie...
Pierwszy dzień urlopu padałam ze zmęczenia. Mój luby poszedł z kumplem na piwo- nie chciałam iść z nimi bo wiedziałam że biedak tez musi się wygadać. Położyłam sie spać z myślą że za 2h wróci....obudziłam sie o 2 rano a jego jeszcze nie było!! wpadłam w panikę myśląc o najgorszym.Chciałam chwycić za telefon ale słyszę kroki....wchodzi do domu...do pokoju...i...... płacze?!
Boju myślałam ze ktoś go pobił albo jeszcze cosik gorszego a on podchodzi do mnie i z płaczem mówi że to on...że to on jest winny śmierci naszego maleństwa...bo to jemu lekarze powiedzieli że ma slabe nasienie....i to jego wina....
Nawet sobie nie wyobrażacie jak mi go było szkoda....płacząc razem z nim próbowałam wytłumaczyć że nikt- ani ja ani on- nie mieliśmy na to wpływu!! Że następnmym razem się uda! Ze zaszlam w ciążę w naturalny sposób wiec niech nawet nie próbuje podważać swojej męskości!! I tak plakalismy razem......

1 komentarz:

  1. Siedzę i płaczę...i mocno wierzę, że Wam się uda...jestem tego pewna...trzymam kciuki za to. żebyś jak najszybciej trzymała swojego maluszka...i tak będzie!

    OdpowiedzUsuń